Fale zdesperowanych ludzi przeprawiają się na łodziach, forsują budowane pospiesznie zasieki, koczują na dworcach i ulicach europejskich miast, wydają oszczędności na opłacenie gangów przemytników ludzi. Ryzykują często życie, wielu po drodze ginie. Inni ciągną dalej, starając się dotrzeć do wymarzonych Niemiec i Skandynawii.
Twierdzenie, że w Polsce nie przejmujemy się kryzysem w basenie Morza Śródziemnego, jest złośliwym oszczerstwem. Przez kilka dni czołówki serwisów zajmowały u nas mrożące krew w żyłach informacje z Grecji o turystach, którym zbankrutowane biuro turystyczne nie opłaciło pobytu w hotelu i którym zepsuto wakacje. Nasi politycy z oburzeniem odrzucają zarzuty, że Polska nie wykazuje ani zainteresowania, ani chęci pomocy w rozwiązaniu kryzysu. Odpowiadamy, że jesteśmy przecież zaabsorbowani pomocą dla emigrujących z powodu wojny Ukraińców (choć główną aktywnością urzędów jest mnożenie przed nimi przeszkód dla życia i pracy w Polsce).