Komentarz do paryskiej konferencji klimatycznej w „Gazecie Wyborczej" utrzymywał się w nurcie poprawności politycznej, ten zaś każe traktować walkę z globalnym ociepleniem jako bezwzględne dobro. Stąd minorowy tytuł komentarza: „Klimat przegrał z interesami gospodarczymi". Prawidłowy tytuł komentarza do tego przedziwnego, na poły religijnego, na poły politycznego widowiska, jakim była konferencja w Paryżu, powinien brzmieć: „Instynkt samozachowawczy wziął górę nad alarmistycznymi groźbami rzekomo grożącej nam klimatycznej katastrofy". I bardzo dobrze, że niektóre kraje przeforsowały zasadę, że każdy kraj sam będzie ustalać swoje cele zmniejszania emisji dwutlenku węgla (CO2).
Ze smutkiem należy stwierdzić, że wśród tych, którzy kierując się instynktem samozachowawczym, przeforsowali tę formułę, brak jest dominujących graczy świata zachodniego. Unia Europejska nadal, jak pijany płotu, trzyma się swoich utopii opartych na swoistej świeckiej religii globalnego ocieplenia. A poprawny politycznie prezydent Stanów Zjednoczonych powtarza wyświechtane alarmistyczne slogany o zagrożeniach. Na szczęście dla Amerykanów może sobie tylko pogadać, bo w odróżnieniu od Unii Europejskiej amerykański Kongres jest wielce sceptyczny w tej kwestii i – jak dotąd – nie daje sobie narzucić silnie uderzających w gospodarkę ograniczeń.
Piszę o świeckiej religii, gdyż komponent wiedzy w relacji do wiary kurczy się coraz bardziej, niezależnie od ostrej ofensywy poprawności politycznej i aroganckich stwierdzeń, że naukowo debata została już rozstrzygnięta. Jak zauważył znany amerykański publicysta George Will: „Kiedy polityk twierdzi, że debata została już rozstrzygnięta, można być pewnym, że debata jest wielce intensywna, a ów polityk tę debatę przegrywa".
Naukowe stajnie Augiasza
Zacznijmy czyszczenie stajni Augiasza, jaką jest (pseudo)debata o globalnym ociepleniu spowodowanym przez człowieka, od przypomnienia, że od samego początku narzucania tej interpretacji zmian klimatycznych i wielce szkodliwych propozycji ich zwalczania istniał – i nadal istnieje – krytyczny nurt nauki.
Już przed pierwszym z ekopolitycznych spędów takich jak paryski, tzn. przed konferencją w Rio de Janeiro w 1992 r., ponad 4 tysiące uczonych, w tym kilkudziesięciu noblistów z obszaru nauk ścisłych, podpisało tzw. Apel Heidelberski. Grono to stwierdziło, że zamierzone inicjatywy polityczne oparte są na „wysoce niepewnych teoriach naukowych". Podkreślało istnienie poważnych różnic nawet w gronie badaczy klimatu i krytycznie oceniało wartość modeli teoretycznych. „Przewidywań przyszłego ocieplenia nie można budować na teoretycznych modelach klimatu, a jednak tylko na takich modelach oparte są obecne przewidywania". Podobnych ostrzegawczych apeli było więcej.