Pamiętajcie o dialogach…

Dwadzieścia pięć lat temu rozpoczęła się w Polsce era dialogu społecznego między reprezentacjami pracowników i pracodawców. Między dawnym „hegemonem” a nowym „wyzyskiwaczem”.

Publikacja: 05.06.2016 22:20

Na posiedzeniu 23 maja 1991r. sejm RP przyjął jednocześnie ustawy o związkach zawodowych, organizacjach pracodawców i rozwiązywaniu sporów zbiorowych pomiędzy pracownikami a pracodawcami. Do dziś stanowią one spójną całość, dobry wzorzec, swoistą elastyczną matrycę instytucjonalno-prawną ułatwiającą rozwiązywanie konfliktów w sferze pracy. Chyba tylko więzy rodzinne są trwalsze i silniejsze niż te, które zawiązywane są w środowiskach pracowniczych. Bo praca to niezwykle ważny kawałek życia każdego z nas.

Tymczasem jakoś dziwnie milczy się w sferach politycznych o konsekwencjach praktykowania tych ustaw w codziennej pracy i życiu Polaków.  Czy politycy – zarówno ci opozycyjni, jak i rządzący – w prawdziwym dialogu nie chcą brać udziału?

Uczestnicząc od lat jako mediator w łagodzeniu sporów zbiorowych i rozwiązywaniu konfliktów społeczno-gospodarczych dostrzegam narastającą od lat niebezpieczną tendencję: wikłanie konfliktów politycznych w spory w stosunkach pracy. W ciągu minionych 25 lat partnerzy społeczni przeszli „rewolucyjną ewolucję" w rozumieniu sensu i potrzeby dialogu. Nie da się niestety powiedzieć  tego o politycznych elitach od ćwierćwiecza sprawujących rządy. Chcę więc - prosząc obie strony o poznanie argumentów -  przedstawić wyłącznie pozytywne aspekty dialogu autonomicznego.

W dialogu autonomicznym, zgodnie z twierdzeniem, że „nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria", sprawdza się model idealnej sytuacji komunikacyjnej zaproponowany przez Jürgena Habermasa. Czyli: nikt, kto reprezentuje interes grupowy, nie może być wykluczony z dialogu, wszyscy uczestnicy sporu mają te same uprawnienia komunikacyjne, wszyscy mają szansę wypowiedzenia się w sprawie. Uczestnicy sporu muszą mówić to, co myślą, po to, aby wykluczyć insynuacje i iluzje. Komunikacja nie może podlegać restrykcjom. Każdemu uczestnikowi sporu przysługuje prawo do krytyki i odpierania argumentacji uczestników oraz przedstawienia własnych racji.

Moja dewiza, którą zawsze proponuję partnerom pełniąc rolę mediatora, brzmi: „Jak mediacje, milczą stacje". Obecność mediów źle służy rozwiązywaniu problemów. Ważne jest, aby strony konfliktu koncentrowały się na wspólnym „dobrze policzyć" - na wymianie argumentów i wzajemnym zrozumieniu. Do kamery i mikrofonu wygłaszane są najczęściej komunikaty skierowane bardziej do własnych zwolenników niż do oponenta w sporze. Dominują wówczas argumenty dyskredytujące liderów drugiej strony. Powoduje to narastanie konfliktu pomiędzy liderami stron sporu. Pracownicy i pracodawcy coraz częściej są tego świadomi i godzą się solidarnie, aby w czasie prowadzonych mediacji nie kontaktować się z mediami. Utwierdza się przekonanie, że kapitał chętniej płynie do firm, w których ludzie ze sobą zgodnie współpracują. Spokój społeczny w przedsiębiorstwie ma bardzo wysoką wartość rynkową.

Ktoś, z kim dobrze się znam, jednak jego nazwiska nie przytoczę, powiedział kiedyś: „Kto źle liczy, szkodzi ludziom", a w następnym zdaniu dodał: „Mocny pieniądz jest w interesie najuboższych". W zdaniu pierwszym mimochodem zdefiniował ekonomię jako naukę społeczną. Mam nadzieję, że mówiąc o liczeniu, miał na myśli nie tylko pieniądze. Przełom w negocjacjach zaczyna się, gdy strony sporu zaczynają wspólnie liczyć. W trakcie rachowania znikają konflikty relacji i wartości. Jako mediator osiągam największą satysfakcję wtedy, gdy przestaję być potrzebny.

Związki zawodowe coraz częściej racjonalnie formułują swoje oczekiwania płacowe. Mają świadomość, że z bardzo zawyżonych, nierealistycznych żądań skierowanych do pracodawcy bardzo trudno wyjść z twarzą wobec suwerena, którego reprezentują. Znam z praktyki i takie sytuacje, że związki zawodowe same stwierdziły, że zawyżyły swoje oczekiwania, zdobyły się jednak na akt niezwykłej odwagi i powiedziały o tym swoim członkom. Obniżyły oczekiwania i osiągnięto porozumienie.

Pracodawcy i pracownicy coraz częściej są przekonani, że aby możliwa była współpraca, muszą być utrzymywane stałe, długotrwałe relacje, komunikacja i przekonanie o współzależności, według zasady „Bez ciebie ja sam nic nie zrobię". Partnerzy dialogu mają coraz większą świadomość, że budowanie przewagi konkurencyjnej nie może być realizowane w żadnym przypadku kosztem zdrowia i życia pracowników. Coraz częstsze jest też wspólne przekonanie, że wartością i właściwym instrumentem w rozwiązywaniu wszelkich sporów i konfliktów jest dialog.

Samo prawo nie uczy, ale ułatwia taką możliwość. Dotrzymywanie umów i zobowiązań, dobra usługa i produkt, dobre relacje partnerskie, dobro wspólne, dobra praca to spoiwo tych, co w zgodzie ciągną ten wspólny wóz. Bywa, że pod górę.

Czy transfer do świata polityki dobrych praktyk płynących z dwudziestopięcioletniego  dialogu pracowników i pracodawców jest możliwy? Czy wart jest mszy? Moim zdaniem tak.

Czy media będą temu towarzyszyć? ..

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Ceny kredytów mogą dalej maleć
Opinie Ekonomiczne
Pensje Polaków dogoniły zarobki Brytyjczyków. O czym to świadczy?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: To nie są wybory prezydenckie
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Wojna orła ze smokiem
Opinie Ekonomiczne
Dr Mateusz Chołodecki: Czy można skutecznie regulować rynki cyfrowe