Na posiedzeniu 23 maja 1991r. sejm RP przyjął jednocześnie ustawy o związkach zawodowych, organizacjach pracodawców i rozwiązywaniu sporów zbiorowych pomiędzy pracownikami a pracodawcami. Do dziś stanowią one spójną całość, dobry wzorzec, swoistą elastyczną matrycę instytucjonalno-prawną ułatwiającą rozwiązywanie konfliktów w sferze pracy. Chyba tylko więzy rodzinne są trwalsze i silniejsze niż te, które zawiązywane są w środowiskach pracowniczych. Bo praca to niezwykle ważny kawałek życia każdego z nas.
Tymczasem jakoś dziwnie milczy się w sferach politycznych o konsekwencjach praktykowania tych ustaw w codziennej pracy i życiu Polaków. Czy politycy – zarówno ci opozycyjni, jak i rządzący – w prawdziwym dialogu nie chcą brać udziału?
Uczestnicząc od lat jako mediator w łagodzeniu sporów zbiorowych i rozwiązywaniu konfliktów społeczno-gospodarczych dostrzegam narastającą od lat niebezpieczną tendencję: wikłanie konfliktów politycznych w spory w stosunkach pracy. W ciągu minionych 25 lat partnerzy społeczni przeszli „rewolucyjną ewolucję" w rozumieniu sensu i potrzeby dialogu. Nie da się niestety powiedzieć tego o politycznych elitach od ćwierćwiecza sprawujących rządy. Chcę więc - prosząc obie strony o poznanie argumentów - przedstawić wyłącznie pozytywne aspekty dialogu autonomicznego.
W dialogu autonomicznym, zgodnie z twierdzeniem, że „nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria", sprawdza się model idealnej sytuacji komunikacyjnej zaproponowany przez Jürgena Habermasa. Czyli: nikt, kto reprezentuje interes grupowy, nie może być wykluczony z dialogu, wszyscy uczestnicy sporu mają te same uprawnienia komunikacyjne, wszyscy mają szansę wypowiedzenia się w sprawie. Uczestnicy sporu muszą mówić to, co myślą, po to, aby wykluczyć insynuacje i iluzje. Komunikacja nie może podlegać restrykcjom. Każdemu uczestnikowi sporu przysługuje prawo do krytyki i odpierania argumentacji uczestników oraz przedstawienia własnych racji.
Moja dewiza, którą zawsze proponuję partnerom pełniąc rolę mediatora, brzmi: „Jak mediacje, milczą stacje". Obecność mediów źle służy rozwiązywaniu problemów. Ważne jest, aby strony konfliktu koncentrowały się na wspólnym „dobrze policzyć" - na wymianie argumentów i wzajemnym zrozumieniu. Do kamery i mikrofonu wygłaszane są najczęściej komunikaty skierowane bardziej do własnych zwolenników niż do oponenta w sporze. Dominują wówczas argumenty dyskredytujące liderów drugiej strony. Powoduje to narastanie konfliktu pomiędzy liderami stron sporu. Pracownicy i pracodawcy coraz częściej są tego świadomi i godzą się solidarnie, aby w czasie prowadzonych mediacji nie kontaktować się z mediami. Utwierdza się przekonanie, że kapitał chętniej płynie do firm, w których ludzie ze sobą zgodnie współpracują. Spokój społeczny w przedsiębiorstwie ma bardzo wysoką wartość rynkową.