Polska zadaje się nie zauważać, że nawet w sąsiedztwie i bez straszaka w postaci nakazów UE zwrotnice w przemyśle energetycznym przestawiane są konsekwentnie na zasilanie siłowni biomasą, a sieć tradycyjnych producentów energii uzupełniana jest w większej zgodzie z naturą i z racjonalnym myśleniem.
Na Zachodzie wciąż dziwią się polskiej gigantomanii energetycznej i inwestują w lokalne zdecydowanie mniejsze elektrownie wykorzystujące odnawialne paliwa dostępne miejscu, niewymagające górniczego mozołu i długodystansowej, kosztownej infrastruktury transportowej.
Szansą na krok w kierunku nieco bardziej ekologicznej energetyki może być proponowana przez norweskich inwestorów sieć lokalnych siłowni wykorzystujących jako paliwo zbędną słomę. Są już pomysły, gdzie elektrownie miałyby największy sens i bezpośredni dostęp do biomasy. Słomiane paliwo ma ponoć wiele zalet, łącznie z tym, że za ten produkt uboczny rolnicy zyskaliby dodatkowe pieniądze.
Polska ma co roku ok. 10 mln ton nadwyżki słomy. Samo województwo lubelskie w latach tłustych ma 1,5 mln ton nadwyżki. Nawet w niesprzyjającym roku to milion ton. Potrzeba nam było skandynawskiego inwestora, który ze zdziwieniem odkrył, że jeszcze nie budujemy na miejscu u źródeł słomianego opału odpowiednio wydajnych, nowoczesnych kompaktowych siłowni dostosowanych do regionalnych potrzeb. Ale szczęśliwie, może sytuacja zacznie się zmieniać.