Trzeba w tym wszystkim znaleźć balans pomiędzy tym, że cena energii musi być niska, bo to znacząco wpływa na konkurencyjność gospodarki, a tym, że firma wytwarzająca energię nie może notować strat i musi mieć zaplecze finansowe do podejmowania inwestycji. A tych jest niemało. PGE rozbudowuje elektrownię w Opolu, Tauron buduje blok w Jaworznie, Enea stawia jednostkę wytwórczą w Kozienicach. Wszystkie nowe moce będą zasilane węglem, przede wszystkim z polskich kopalń. Te ostatnie nie mają się najlepiej. Nie dość, że część zakładów wydobywczych nie jest rentowna i musi zostać zamknięta, to spalanie węgla i związane z tym opłaty będą tylko rosły.
Planując inwestycje energetyczne, a te mają horyzont 30–40 lat, warto pomyśleć o tym, gdzie my i reszta Europy będziemy za kilka dekad. Czy wybrane przez nas rozwiązania są faktycznie najbardziej optymalne nie tylko z punktu widzenia określonej grupy zawodowej czy danego regionu, który na tym korzysta, ale całej Polski.
Kwestia ochrony środowiska nie jest tu bagatelna, i nie chodzi tu tylko problem smogu, za który w dużej mierze odpowiada tzw. niska emisja, ale szerzej problem globalnego ocieplenia, na który wpływamy każdego dnia, emitując setki ton dwutlenku węgla.
Warto przedsiębiorczym i chwalącym niezależność Polakom dać faktyczną możliwość produkcji energii elektrycznej na własny użytek. W kierunku energetyki prosumenckiej zmierza świat. Wielu rodaków chce mieć przede wszystkim tani prąd dla siebie i swojej rodziny. A środowisko naturalne tylko może na tym skorzystać.