Osobnym problemem są osoby na różnego typu umowach o samozatrudnieniu. Wiele z nich jest przymuszanych do takich kontraktów przez pracodawców, którzy w tej sposób oszczędzają na składkach. Dlatego nawet ponad 3 mln firm w państwowych rejestrach to bańka, wiele z nich istnieje tylko na papierze, a przedsiębiorcy pracują jakby na etacie.
W przypadku kobiet problem tkwi w czym innym. Kobiety zawsze były bardziej przedsiębiorcze od mężczyzn, zwłaszcza w Polsce. Choćby gospodarka niedoborów stawiała przed nimi takie wyzwania, że tylko wytrawny gracz był w stanie się z nimi uporać. Dzisiaj jest podobnie, dlatego wiele młodych kobiet rzuca się do realizowania pasji czy nowych pomysłów. Te trochę starsze, a zwłaszcza już z dziećmi, robią to z jeszcze innych powodów. Polski system nie jest przystosowany do potrzeb młodej rodziny, dlatego wiele kobiet, aby mieć szansę na jakąkolwiek elastyczność, wybiera pójście na swoje. Mam okazję obserwować kilka firm tworzonych właśnie z tego powodu – aby móc poświęcić małemu dziecku więcej czasu niż przy ośmiu godzinach na etacie i dwóch na dojeździe i powrocie z pracy.
Czy młode założycielki firm pracują mniej? Zdecydowanie nie, ale mogą to robić np. wieczorem, gdy dziecko idzie spać, albo w weekend. Dalej miotają się z napiętym grafikiem, ale przynajmniej bez uwag przełożonych, że jeśli chcą zmniejszyć wymiar etatu, to lepiej niech poszukają innego miejsca. Tu potrzebne jest zaangażowanie.
Drugą grupą są kobiety po 50., które po utracie posady często nie mogą znaleźć innej opcji jak tylko stworzenie sobie miejsca pracy. Rynek oferuje ludziom w ich wieku zazwyczaj tylko ochłapy.
Dlatego duch przedsiębiorczości wśród kobiet dość często ma takie słodko-gorzkie zabarwienie.