To, co dzisiaj w kryminalistyce jest możliwe, przekracza ludzką wyobraźnię. Już wkrótce organy ścigania będą mogły korzystać z genetycznych odcisków palców... bakterii. Z ich pomocą będzie można ustalić, czy oskarżony przebywał w miejscu zbrodni. – Pobiera się próbkę ziemi z butów lub bieżnika opon. Po jej zbadaniu jesteśmy w stanie stwierdzić, skąd pochodziła – tłumaczy Erin Lenz z amerykańskiego Michigan State University. Pod lupę bierze się DNA żyjących w korzeniach bakterii Rhizobium. Na podstawie ich typu można określić, jakiego rodzaju roślinność znajduje się na interesującym detektywów terenie. Skuteczność nowej metody potwierdził eksperyment, do przeprowadzanie którego użyto próbek z pięciu miejsc w Michigan. Dzięki bakteryjnym odciskom udało się je z powodzeniem zidentyfikować.
Krew, ślina, mocz, odciski palców, włosy – całe i ich fragmenty, z cebulkami i bez, a nawet odcisk małżowiny usznej na drzwiach, czerwień wargowa na szklance, zapach na dywanie – to ślady, jakie może pozostawić po sobie przestępca. Niełatwo je zauważyć, ale dzięki pomocy nauki stają się dowodami, które doprowadzają do wykrycia winnego zbrodni.
– Działający w pojedynkę detektyw, nawet tak dobry jak Sherlock Holmes, nie miałby obecnie żadnych szans – twierdzi prof. Bronisław Młodziejowski z Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego. – Nad wykrywaniem przestępstw pracuje dzisiaj cały sztab ludzi o różnych specjalizacjach, od fizyków i chemików, przez genetyków i inżynierów, do nawet kominiarzy.
– Mamy coraz czulsze aparaty, co zmniejsza ryzyko błędu i przyspiesza czas analizy – mówi dr Jakub Czarny z Instytutu Genetyki Sądowej w Bydgoszczy. – Dzisiaj od pobrania pojedynczej próbki DNA do uzyskania wyniku mija zaledwie siedem, osiem godzin.
Czym sprawa poważniejsza, tym próbek jest więcej, bywa że nawet 80. Do zidentyfikowania przestępcy wystarczy plamka krwi o średnicy pół milimetra. – Właśnie taką na pięcie podejrzanego o popełnienie morderstwa znalazł lekarz medycyny sądowej – opowiada dr Czarny. – Okazało się, że była to krew ofiary. Skąd wiedzieliśmy, u kogo szukać dowodów? Zamordowany mężczyzna otworzył oprawcy drzwi. Musiał go znać. W takich sytuacjach automatycznie podejrzanymi są rodzina, sąsiedzi i listonosz. Tym razem był to sąsiad. Po dokonaniu morderstwa wrócił do mieszkania i się umył. Nie zauważył tylko plamki na pięcie.