Bezzałogowy pojazd „Nereus” 31 maja osiadł w najgłębszym miejscu Ziemi i pobrał próbki osadów z dna. Następnie bez przeszkód wrócił na pokład statku badawczego.
Musiał stawić czoła ciśnieniu ponad 1000 razy wyższemu niż na powierzchni. – To ekstremalne warunki, podobne do panujących na planecie Wenus – mówią naukowcy z Woods Hole Oceanographic Institution (WHOI), amerykańskiej agencji badającej oceany. Trudności udało się pokonać dzięki nowatorskiej konstrukcji podwodnego robota. To zaledwie trzeci w historii pojazd, który dotarł do głębokości 11 km.
[srodtytul]Niedostępne głębiny [/srodtytul]
Po Księżycu chodziło 12 osób, a Głębię Challengera, najgłębsze miejsce Rowu Mariańskiego, na własne oczy widziało zaledwie dwóch ludzi. Ten niesamowity wyczyn udał się Jacques’owi Piccardowi i Donowi Walshowi, którzy dokonali tego na pokładzie batyskafu „Trieste” w 1960 roku. To niemal cud, że doczepiona do batyskafu sferyczna stalowa kabina z niewielkim oknem przetrzymała wyprawę i pojazd zdołał wrócić na powierzchnię. Dodajmy, że batyskaf został wykonany według projektu ojca Jacques’a – Auguste’a Piccarda, który opracował tę maszynę jeszcze w latach 40. XX wieku. Do dziś żaden człowiek nie zdołał powtórzyć tego sukcesu.
I pojazdy bezzałogowe miały z tym ogromne trudności. Przed „Nereusem” zdołał tam dotrzeć tylko japoński robot „Kaiko”, który w latach 1995 – 1998 trzykrotnie osiągnął głębokość 10 900 metrów. To dystans identyczny jak wysokość przelotowa samolotu pasażerskiego. Podczas wyprawy w 2003 roku „Kaiko” zerwał się z łączącego go z powierzchnią kabla i zaginął.