Eksperci firmy doradczej CBRE spodziewają się, że w ciągu dziesięciu lat przyrost powierzchni handlowej na polskich ulicach może sięgnąć 15–20 proc. Wnioski z raportu „Top 10 high streets" „Rzeczpospolita" publikuje jako pierwsza.
Eksperci tłumaczą, że wzrost nastąpi m.in. w związku z powstawaniem nowych ulic, jak i rozwojem już istniejących. Katalizatorami są też bardzo niski poziom pustostanów w najlepszych warszawskich galeriach, wynoszący dziś tylko 2 proc., i zakaz handlu w niedzielę, który sprzyja rozwojowi oferty gastronomicznej.
Czas na zmiany
– High streets to najbardziej prestiżowe adresy w miastach, najważniejsze ulice handlowe, które pełnią kilka funkcji jednocześnie. Są zlokalizowane w centrach, z dobrym dojazdem, blisko popularnych, miejskich obiektów turystycznych. Przyciągają zarówno najbardziej prestiżowe marki, jak również te lokalne i unikalne – komentuje Renata Kamińska, ekspertka ds. ulic handlowych w CBRE.
W europejskich stolicach high streets to domena głównie branży modowej, zdecydowanie częściej pojawiają się tam marki luksusowe. Nic dziwnego, bo czynsze w lokalach przy Bond Street w Londynie, Via Montenapoleone w Mediolanie czy Polach Elizejskich w Paryżu są bardzo wysokie.
– W przypadku Polski high streets to więcej gastronomii niż mody, co między innymi pokazuje Nowy Świat. W przypadku warszawskich ulic handlowych udział gastronomii jest szacowany na 35 proc., a branży modowej na 28 proc. Ta różnica pogłębiła się na przestrzeni ostatnich kilku lat: w 2014 r. proporcje wynosiły odpowiednio 31 i 27 proc. – szacuje Kamińska. Jej zdaniem ulice handlowe w Polsce będą się stopniowo rozwijać zarówno w kierunku gastronomii, jak i marek modowych.