Pani powiedziała, że za 5 tys. zł pomoże w kupnie tego mieszkania, że to okazja i że wie, co mówi, bo prowadzi biznes od 15 lat.
Pełen zaufania czytelnik udał się zatem do jej biura, by podpisać umowę pośrednictwa. W niej jednak widniała już kwota 8 tys. zł jako wynagrodzenie za... kojarzenie stron transakcji. Czytelnik zdziwił się zmianą stawki, ale uznał, że jeśli agentka za taką kwotę zobowiąże się w umowie do sprawdzenia stanu nieruchomości, a nie tylko podania adresu, to zapłaci nawet tyle.
Jakież było jego zdziwienie, gdy kobieta odmówiła. Oburzyła się i powiedziała, żeby przestał wydziwiać i podpisał umowę, to ona już następnego dnia pojedzie do jednej organizacji, która jest właścicielem mieszkania, weźmie podpis od jej reprezentanta – i w ten sposób zawrą umowę przedwstępną... Wcześniej jednak czytelnik musiałby zostawić agentce połowę prowizji – 4 tys. zł oraz 5 tys. zł dla nieznanego właściciela lokalu – jako zadatek.
– Tak zaocznie, na odległość podpiszemy umowę? A pieniądze mam zostawić już teraz? – dziwił się czytelnik.
– A dlaczego nie? Nie ma pan do mnie zaufania? Posądza mnie pan, że jestem oszustką? Czuję się obrażona! A beze mnie nie kupi pan tego mieszkania – oburzyła się agentka bez licencji (ktoś inny w biurze ją miał).