Rok 2020 to prawdziwy rollercoaster, jeśli spojrzeć na wykres indeksu WIG-nieruchomości. Przez cały wcześniejszy rok kurs parł mocno w górę, by w lutym 2020 r. dojść do wieloletniego maksimum 2,62 tys. pkt. Dlatego tym boleśniejszy był krach spowodowany lockdownem. W ciągu kilku marcowych sesji wyparował z naddatkiem cały wzrost z 2019 r.: wartość indeksu spadła do 1,84 tys. pkt. Druga fala pandemii nie wystraszyła już inwestorów, ale mimo dobrego finiszu w listopadzie i grudniu indeks ukończył rok niemal 4 proc. niżej niż 2019 r.
Trudno wychwycić prawidłowości, ale oczywiste jest, że mocna przecena objęła deweloperów działających na rynkach biurowym i handlowym, najmocniej poturbowanych przez pandemię. Kapitalizacja Warimpeksu, GTC i Immofinanzu skurczyła się o jedną czwartą. Jeszcze mocniej ucierpiał Tower Investments, którego akcje potaniały o 60 proc.
Na szczycie tabeli zwyżek, z iście imponującymi wynikami, znalazły się spółki nieoczywiste i stroniące od medialnego rozgłosu. Ponad 100-proc. wzrost wyceny zanotowała Wikana budująca w mniejszych miejscowościach w południowo-wschodniej Polsce. Wartość podwoił również ED Invest, deweloper specyficzny, bo budujący głównie na zamówienie warszawskich spółdzielni mieszkaniowych.
Spośród ogólnopolskich graczy z rynku mieszkaniowego duże wzrosty odnotowały Ronson (70 proc.), Archicom (54 proc.) i Dom Development (35 proc.). O 53 proc. zwiększyła się wartość MLP Group, dewelopera z rynku magazynowego, dla którego pandemia okazała się katalizatorem, a nie przekleństwem.
Po lockdownie sprzedaż mieszkań odbiła, a ceny dalej rosną. Deweloperzy nie wahają się ruszać z nowymi inwestycjami. – Deweloperzy mieszkaniowi wchodzą w 2021 r. w dobrej kondycji finansowej, a rynkowi, choć różnie wygląda to w różnych miastach, nie grozi nadwyżka podaży nad popytem. Popyt jest zaś silnie wspierany obawami Polaków przed utratą wartości zgromadzonych oszczędności i chęcią poprawy warunków zamieszkania na wypadek kolejnych nawrotów pandemii – ocenia Kazimierz Kirejczyk, wiceprezes JLL. – Jeśli coś może zagrozić tej relatywnej równowadze popytu i podaży, to z jednej strony napłynięcie na rynek wtórny lokali kupowanych w ostatnich kilku latach z myślą o ich wynajęciu. Drugim czynnikiem może być napływ do Polski kapitału spekulacyjnego, liczącego na dalszy wzrost cen nieruchomości – dodaje.