Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku uznał, że rozstrzygnięcie sporu o chory kasztanowiec zwyczajny nie jest proste. Niezbędne jest powołanie biegłego dendrologa, który oceni stan drzewa. Dzięki temu będzie wiadomo, czy wolno je wyciąć, czy nie.
Prezydent Białegostoku odmówił bowiem udzielenia zezwolenia na usunięcie kasztanowca o obwodzie pnia 170 cm. Drzewo rosło na trawniku przed biurowcem. Chciała je usunąć spółka zarządzająca budynkiem. Jej zdaniem drzewo jest chore, a jego korona zagraża elewacji budynku, ludziom oraz parkującym przed biurowcem samochodom.
Innego zdania byli urzędnicy, którzy przeprowadzili oględziny drzewa. W ich trakcie stwierdzili, że kasztanowiec ma się dobrze. Jest w sile wieku i dobrym stanie fitosanitarnym, z zabliźniającymi się zmianami martwiczymi po usuniętych wcześniej konarach i liściach zaatakowanych przez larwy szrotówka. Gałęzie drzewa nie mają zaś kontaktu z budynkiem. Nie zagrażają więc elewacji.
Z tych powodów prezydent miasta odmówił wydania zgody na usunięcie drzewa. Według niego zagrożenie powinno mieć charakter rzeczywisty, a nie hipotetyczny. Zaatakowanie przez larwy liści kasztanowca nie uzasadnia usunięcia drzewa, ponieważ nie doszło do defoliacji drzewa. Poczwarki szrotówka zimują w opadłych liściach kasztanowców. Aby nie dopuścić do dalszej ekspansji owada, należy uprzątać i utylizować opadłe liście. Można też założyć pułapki feromonowe.
Spółka odwołała się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Białymstoku. Twierdziła, że ocena stanu drzewa kompletnie rozmija się z rzeczywistością, bo przeprowadziła ją osoba, która się kompletnie na tym nie zna. Miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego części osiedla Centrum w Białymstoku dopuszcza też odstępstwo od usuwania drzew uznanych za „wartościowy drzewostan do zachowania", np. w wypadku zagrożenia dla ludzi lub mienia.