Swoją decyzję Lech Kaczyński uzasadniał przede wszystkim tym, że zmiany nadmiernie ograniczałyby prawa właścicieli działek znajdujących się w sąsiedztwie inwestycji budowanej na zmienianych zasadach. Nowelizacja prawa budowlanego przewiduje bowiem, że inwestor rejestrowałby swoją budowę w starostwie. Jeżeli w ciągu 30 dni starosta nie złożyłby sprzeciwu, mógłby ją rozpoczynać. Tylko w niektórych przypadkach rejestracja kończyłaby się wydaniem decyzji administracyjnej. I to nie podoba się prezydentowi. Najczęściej budowa nie wymagałaby bowiem żadnego postępowania administracyjnego z udziałem stron. Tym samym właściciele sąsiednich działek nie mieliby wpływu na to, co wyrasta pod ich bokiem. Inaczej więc, niż jest obecnie.

Dzisiaj zanim starosta wyda pozwolenie na budowę, przeprowadza postępowanie. Uczestniczą w nim osoby, których działki znajdują się w obszarze planowanej inwestycji, czyli często sąsiedzi. Mogą wyrazić swoją opinię, czy akceptują planowane przedsięwzięcie czy nie, oraz ewentualnie się odwołać. Po zmianach zostałaby im jedynie droga postępowania cywilnego, która jest dłuższa i kosztowniejsza od administracyjnej. Do prezydenta z prośbą, by nie podpisywał noweli, zwrócili się mi. n. rzecznik praw obywatelskich oraz liczne organizacje ekologiczne, architektów, urbanistów i inżynierów budownictwa.