Nie ma „Rodziny na swoim", nie ma nowych dopłat do kredytów, nie kończą się żadne ulgi, ale będzie kolejny straszak-mobilizator do zadłużania się na mieszkanie jeszcze w tym roku. Jeśli bowiem wejdą w życie zapowiadane przez Komisję Nadzoru Finansowego nowe wytyczne dla banków, od przyszłego roku zniknie możliwość zadłużania się na 100 proc. wartości nieruchomości.

I to będzie – zdaniem ekspertów – tzw. dopalacz, który mógłby zwiększyć na koniec roku sprzedaż mieszkań i kredytów hipotecznych. Czy rzeczywiście tak się stanie? Jeśli bezrobocie przestanie rosnąć i na rynku pracy zapanuje jako taka stabilizacja, możliwe, że część osób odwiesi swoje plany inwestycyjne. Jeśli nie, a na razie nie zapowiada się na to, dopalacz kredytowy nie zadziała.

Przysłuchiwałam się ostatnio dyskusji, w czasie której rozmówcy spierali się, czy to dobrze, że nadzór finansowy nakaże mieć wkład własny, czy jednak to źle, że znikną kredyty na 100 proc. wartości mieszkania. Zdaniem części ekspertów taki wymóg będzie miał fatalne skutki przede wszystkim dla młodych, którzy ze względu na krótki staż pracy, nie będą mogli wykazać się oszczędnościami.

Ich brak zamknie im drogę do kredytu, czyli do własnego mieszkania. Po drugiej stronie barykady stanęły jednak osoby, które twierdziły, że jeśli ktoś nie jest w stanie zaoszczędzić np. 20 tys. zł na 10-proc. wkład własny na pierwsze mieszkanie, to istnieje obawa, czy będzie umiał odkładać na ratę kredytową przez wiele lat.

Pytanie zostawiam otwarte.