O dużym popycie na nowe mieszkania utrzymującym się od prawie dwóch lat mówi Jarosław Jędrzyński, analityk portalu RynekPierwotny.pl. - Rok 2014 był dla deweloperów rekordowy pod względem sprzedaży. Firmy nakręcają więc spiralę nowych inwestycji. Jeszcze do niedawna pomimo świetnej sprzedaży podaż mieszkań deweloperskich rosła - zauważa Jędrzyński. I przypomina dane GUS - w kwietniu tego roku firmy rozpoczęły budowę ponad 9 tys. lokali. To rekord.

Kto to kupi

Na stabilizację cen z lekką tendencją wzrostową wskazuje Marcin Krasoń, analityk Home Brokera. -  Z naszego indeksu cen transakcyjnych sporządzonego razem z Open Finance wynika, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy ceny w największych miastach wzrosły przeciętnie o  2,3 proc. - podaje Marcin Krasoń. Według niego jest spore zapotrzebowanie na gotowe mieszkania. - Znalezienie nowego lokalu na oddanym do użytku osiedlu w dużych miastach jest jednak niezwykle trudne - zwraca uwagę analityk Home Brokera. - Choć na rynku widać ożywienie, to klienci są bardziej ostrożni niż w czasie boomu. Nie zaciągają tylu kredytów, praktycznie nie ma już kredytów w walutach obcych ani takich na kwotę wyższą niż wartość zabezpieczenia - podkreśla. Marcin Uryga, analityk firmy Emmerson Realty, sytuację na rynku pierwotnym opisuje tak: duży popyt, duża podaż, stabilne ceny. - Walkę o klienta wygrywa rynek deweloperski. Nie ma żadnego problemu ze sprzedażą dobrze zaprojektowanych, uwzględniających możliwości klientów mieszkań - podkreśla Marcin Uryga. Przeszacowanych inwestycji jest jego zdaniem stosunkowo niewiele. Według Jarosława Jędrzyńskiego wszystkie mieszkania znajdą nabywców. - Pytanie, w jakim czasie i po jakich cenach. Jeżeli koniunktura na rynku się osłabi, to deweloperzy zmniejszą produkcję i zajmą się głównie sprzedażą lokali, które zaczęli budować - ocenia analityk RynkuPierwotnego.pl. - Na razie jednak nie ma jakichkolwiek symptomów hamowania koniunktury - zastrzega. Jędrzyński twierdzi, że dzisiejszy rynek nieruchomości od tego z czasów boomu różni się praktycznie wszystkim, poza świetną sprzedażą nowych mieszkań. - Nie ma jednak symptomów histerii zakupowej, tak charakterystycznej dla szczytu prosperity sprzed siedmiu- ośmiu lat. Tamtą koniunkturę napędzał rynek kredytów hipotecznych, które były udzielane na masową skalę przy ultraliberalnej polityce banków. Dziś sprzedaż nowych mieszkań stymulują głównie transakcje gotówkowo- inwestycyjne - wskazuje analityk. Poza tym dziś mamy niskie stopy procentowe i wsparcie programu "MdM". - W szczycie poprzedniego boomu program "Rodzina na swoim" dopiero raczkował, a stopy procentowe były wysokie. W okresie prosperity z lat 2006-2008 kupujący rzucali się na mieszkania zarówno nowe, jak i używane, których ceny szybowały z miesiąca na miesiąc - przypomina Jarosław Jędrzyński. - Dziś na rynku wtórnym wciąż mamy zastój.

Hossa sprzedażowa

W ocenie analityka RynkuPierwotnego.pl dziś można mówić o boomie, tyle że sprzedażowym. - Nie towarzyszy mu hossa cenowa, bo deweloperzy dużo budują, zwiększając podaż, a i kupujący nie są skłonni do akceptowania zwyżek większych niż 2-3 procent rocznie - tłumaczy Jędrzyński. Według Marcina Urygi o boomie na rynku pierwotnym możemy mówić już od jakiegoś czasu. W kolejnych miastach padają rekordy sprzedaży. - Uzupełniana na bieżąco oferta deweloperów powstrzymuje gwałtowny wzrost cen - potwierdza analityk Emmersona. I dodaje, że rynek pierwotny w największych miastach jest zrównoważony. - Presja na spadek cen zdecydowanie zmalała, a z drugiej strony liczne nowe projekty wchodzące na rynek nie pozwalają na wyraźne ich podniesienie - podkreśla Uryga. Jarosław Jędrzyński prognozuje, że ceny mieszkań pozostaną stabilne, z tendencją do bardzo ograniczonej zwyżki, maksimum 2-3 proc. rocznie. - Takie kosmetyczne wzrosty cen ofertowych widać zresztą już dziś. Na razie nie ma przesłanek do spadków, a na większe zwyżki nie pozwalają warunki rynkowe oraz agresywna polityka inwestycyjna deweloperów - mówi analityk. - aig