Będzie więcej muzyki, ale możemy też za nią więcej płacić

Próba zniesienia w Europie geoblokad budzi sprzeciw branży muzycznej.

Publikacja: 27.02.2017 19:37

Firmy fonograficzne, prawnicy i politycy nie są zgodni co do tego, jakie efekty przyniesie przygotowywane w Parlamencie Europejskim rozporządzenie w sprawie blokowania geograficznego, które ma objąć swoim działaniem tzw. usługi związane z dostarczaniem lub świadczeniem nieaudiowizaulnych treści chronionych prawem autorskim, czyli np. e-booki i muzykę.

– Rozporządzenie ma obejmować także blokady, takie jak brak możliwości zapłacenia za zakupy za granicą kartą płatniczą, zarejestrowaną w Polsce, czy brak możliwości dostawy towarów lub usług na polski rynek. Rozporządzenie ma zlikwidować wszelkie pozostałe bariery, którymi próbują bronić się przedsiębiorcy, różnicujący rynek europejski. To nie zawsze jest złe, ale na pewno są to zjawiska wbrew idei jednolitego rynku europejskiego – mówi Piotr Zawadzki, szef praktyki prawa telekomunikacji, mediów i nowych technologii oraz własności intelektualnej kancelarii Linklaters.

Wytwórnie: będą podwyżki

Branża muzyczna widzi w nowych przepisach zagrożenie dla działalności na poszczególnych rynkach. – Nie wiemy, z czego wynika taka decyzja. A sytuacja wygląda tak, że w serwisach streamingujących muzykę, w których mamy sporo lokalnych treści, w Polsce obowiązują polskie ceny, kształtujące się na poziomie 19,90 zł. Zrównanie cen takich serwisów w Europie może spowodować, że polskie koszty istotnie wzrosną. To z kolei spowoduje, że odrodzą się serwisy pirackie i osłabnie rynek, który dziś najszybciej rośnie właśnie w segmencie cyfrowym – mówi Marek Staszewski, pełnomocnik zrzeszającego firmy fonograficzne działające w Polsce Związku Producentów Audio-Video.

Gdyby ceny rzeczywiście miały się wyrównać pomiędzy krajami (bo z każdego z nich można się będzie docelowo zarejestrować w każdym serwisie w Europie), polska cena za miesięczny dostęp do Tidala czy Spotify może wzrosnąć do prawie 10 euro, czyli ok. 40 zł – ostrzega branża. Dlatego producenci protestują przeciw wdrażanym przepisom w pismach do eurodeputowanych.

Katalog się nie zmieni?

Róża Thun, europosłanka, przewodnicząca grupy roboczej ds. jednolitego rynku cyfrowego i sprawozdawczyni Parlamentu Europejskiego ws. geoblokowania, jest innego zdania. – Cel jest taki, by otworzyć rynek dla ludzi, a mamy do czynienia z jakimś ich straszeniem. Nawet przy wykorzystywaniu lokalnych różnic w cenach może się okazać, że ludzie po prostu chętniej te usługi będą kupować właśnie dlatego, że zyskają dostęp do bardziej różnorodnych i korzystniejszych cenowo ofert. I branży muzycznej się to właśnie bardziej opłaci – uważa.

Jej zdaniem katalogi platform muzycznych różnią się w Europie pomiędzy poszczególnymi państwami i należy te różnice wyrównać, jeśli tylko wytwórnie dysponują właściwymi licencjami.

One zaś deklarują, że już dzisiaj udostępniają słuchaczom na każdym rynku wszystkie piosenki, do jakich mają prawa, więc po przeforsowaniu nowego unijnego rozporządzenia, klientom takich serwisów jak Spotify, Tidal czy Deezer nie przybędzie w katalogach nowych piosenek, za to mogą wzrosnąć ceny.

– Jako dystrybutorzy treści nie blokujemy żadnych utworów, udostępniamy wszystkie, jakie zamieszczą w naszej bazie wytwórnie muzyczne, które samodzielnie decydują, na jakich rynkach je udostępnią – mówi Adrian Ciepichał, dyrektor generalny Tidala w Europie Środkowo-Wschodniej.

Jak dodają nasi rozmówcy, katalogi są jednak udostępniane szeroko, bo każdy dodatkowy rynek oznacza dla wytwórni szansę na wyższe przychody z odtworzeń. – Chyba że nie życzy sobie tego wyraźnie jakiś artysta, co także się zdarza, ale to już inna sytuacja. Jeśli prześledzi się wszystkie działające na muzycznym rynku mechanizmy, jasne się, staje że nowe rozporządzenie będzie działało na niekorzyść – mówi „Rz" Robert Knaź, prezes spółki e-Muzyka, która jest agregatorem dystrybucji muzyki w Polsce i pośredniczy między wytwórniami a serwisami streamingującymi muzykę w sieci i w ramach ofert operatorów komórkowych w jej udostępnianiu słuchaczom.

Nowe obowiązki

Prawnicy są ostrożni w trzymaniu którejkolwiek ze stron publicznej dyskusji. – To jak wróżenie z fusów na temat sytuacji ekonomicznej, która ukształtuje się po wprowadzeniu nowych przepisów – mówi o komentarzach branży muzycznej Piotr Zawadzki. – Ja też często spotykam się z argumentami, że nie jest tak, iż geoblocking leży wyłącznie w interesie wielkich korporacji, ale także w interesie konsumentów, bo pozwala dopasować ofertę handlową do gustów i możliwości, w tym finansowych, odbiorców na danym rynku.

Jego zdaniem nowe przepisy spowodują jednak kolejne obowiązki dla branży muzycznej. – W dostarczaniu klientom w Europie posiadanych w katalogu utworów firmy mogą być ograniczane przez aktualne licencje. Na pewno nie oznacza to, że po zmianie prawa takie firmy będą musiały nabyć na każdy utwór licencję paneuropejską, ale zapewne wszystkie umowy trzeba będzie ponownie przejrzeć i sprawdzić, czy nie stoją nigdzie w sprzeczności z treścią rozporządzenia. Przy obecnym braku szczegółów, na razie istnieje ryzyko, że będzie to wymagało po stronie koncernów fonograficznych weryfikacji rozmaitych rozwiązań kontraktowych – mówi.

Wojciech Dziomdziora, radca prawny w kancelarii Domański Zakrzewski Palinka przyznaje, że zjawisko geoblockingu jest „wysoce niekorzystne i uciążliwe dla konsumentów. Dlatego generalnie wszelkie inicjatywy mające na celu znoszenie barier dotyczących handlu wewnątrzunijnego należy przyjmować z zadowoleniem".

Widzi też jednak przeszkody we wdrażaniu tej idei. – Głębokich zmian prawnych wymaga nie tylko sama sprzedaż towarów czy usług online, ale przede wszystkim prawo autorskie. Jest to obszar, gdzie wspólny rynek niemal nie funkcjonuje. Nadal obowiązuje zasada terytorialności w działaniu organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi. Niemożliwe jest uzyskanie licencji wieloterytorialnych obejmujących kilka krajów. Zmienić to miała, ale tylko w zakresie korzystania z muzyki w internecie, przyjęta w 2014 r. dyrektywa ws. zbiorowego zarządzania, ale jak dotąd nie widać jej efektów – przypomina.

Opinia

Michał Derdak | radca prawny w kancelarii CMS

Pomysł objęcia e-booków czy też muzyki rozporządzeniem o geoblockingu pojawiał się od początku prac KE, a jego orędownikiem był wiceprzewodniczący komisji odpowiedzialny za europejski rynek cyfrowy. W związku z tym obecną zmianę trudno uznać za dużą niespodziankę, pomimo że pierwotna wersja propozycji nie przewidywała, aby rozporządzenie miało stosować się do tego rodzaju utworów. Taka zmiana oczywiście wydaje się na pierwszy rzut oka korzystna dla konsumentów, którzy będą mogli swobodnie korzystać z serwisów internetowych niezależnie od miejsca pobytu. Natomiast może ona być uciążliwa dla przedsiębiorców prowadzących platformy internetowe. Należy pamiętać, że są oni związani umowami z międzynarodowymi dostawcami treści, którzy nie zawsze patrzą na Unię Europejską jako jednolity obszar geograficzny. Powstaje pytanie, jak konieczność zmiany tych umów w celu dostosowania się do przepisów rozporządzenia wpłynie na działalność platform internetowych – w szczególności, czy nie ograniczą one swojej oferty skierowanej do konsumentów i czy nie będą zmuszone do zmiany swojej polityki cenowej.

Media
Nieznany fakt uderzył w Cyfrowy Polsat. Akcje mocno traciły
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Media
Saga rodziny Solorzów. Nieznany fakt uderzył w notowania Cyfrowego Polsatu
Media
Gigantyczne przejęcie na Madison Avenue. Powstaje nowy lider rynku reklamy na świecie
Media
Solorz miał nosa kupując Interię. Najnowszy ranking polskich wydawców internetowych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Media
Chińczycy przegrali w sądzie w USA w sprawie TikToka. Co dalej z aplikacją?