Jak dalece zmieniło się pańskie wyobrażenie o aktorstwie od czasu skończenia PWST?
Kiedy po szkole zacząłem grać w Teatrze Powszechnym, było to prawdziwe spełnienie marzeń. Zdawało mi się, że mam wszystko - możliwość rozwoju zawodowego, kontakty towarzyskie. Przy swoich - co tu ukrywać - ograniczonych warunkach właśnie w teatrze mogłem grać różnorodne role w zróżnicowanym repertuarze - Czechowie, Szekspirze, dramacie współczesnym. I w dodatku spotkałem tam Władysława Kowalskiego. To jemu przede wszystkim zawdzięczam poczucie smaku w teatrze. A że przez te kilkanaście lat, zanim odszedł z Powszechnego, pracowaliśmy razem wielokrotnie, mogę powiedzieć, że mnie ukształtował.
To dlaczego już po roku zrezygnował pan na sezon z teatru?
Uznałem, że chyba nie chcę być aktorem. Przez chwilę byłem w Krakowie. Nawet przymierzałem się by zostać nauczycielem w szkole podstawowej. Myślałem też, że potem wyjadę gdzieś dalej, za granicę.
Co pana tak rozczarowało na początku aktorskiej drogi?