Papierosy nie smakowały mi nigdy. Cygara wręcz przeciwnie. Ich palenie jest dla mnie czystą przyjemnością, najlepiej w towarzystwie szklaneczki whisky. Najbardziej smakują mi z maltowym Macallanem starzonym w beczkach po sherry. Ten czcigodny szkocki producent był przez wiele lat tytularnym sponsorem najważniejszej nagrody literackiej dla autorów powieści sensacyjnych, czyli Złotego Sztyletu. W ten sposób dowiedziałem się o jego istnieniu.
A o tym, jak powstają prawdziwe cygara, wyczytałem już z kryminałów. Najważniejsze, by były robione ręcznie z całych liści. „Ręce pieszczące aksamitne liście pozostały takie same. Wciąż są szybkie, zwinne i czułe...”. Tak opisuje kubańskich emigrantów na Florydzie Carl Hiassen w książce „Kokainowe wydmy”. Legenda głosi, że najlepiej smakują cygara skręcane na spoconych udach kubańskich matron. Stąd ich niepowtarzalny aromat. Jako że takie matrony spotkać coraz trudniej, autor dopuszcza też inną możliwość: „Mężczyźni przeżyli lectores, ale nie przetrwają stulecia. I nie mają tu następców. Młodzi Kubańczycy w Miami prowadzą ciężarówki, uczą w szkołach, kierują bankami, przemycają kokę. Nie zwijają cygar. Tylko starzy ludzie przychodzą co rano do fabryczek cygar w Miami. Podtrzymują tradycję, są cierpliwi i dumni”.
Podczas przymusowej emigracji nie ustawali w szukaniu smaku i zapachu utraconej Hawany. Najbliżej jej wspomnienia byli w oparach cygarowego dymu. Dymu, który w dzisiejszych czasach stał się wrogiem publicznym numer jeden. Może dlatego, gdy wszyscy mówią, by pić mleko bez tłuszczu, a kawę bez kofeiny, palenie cygar daje poczucie czegoś naprawdę autentycznego i oryginalnego. Pociąga.
„– Może zapali pan cygaro? Zapewniam, że jest hawańskie”. Taką propozycję złożył tytułowemu bohaterowi powieści „Dokument Matlocka” jeden z jego wielu oponentów Dunois. „Hawańskie” w tym wypadku jest synonimem słowa „znakomite”. Widocznie mieszkający w Miami autor powieści Robert Ludlum niezbyt cenił sobie cygara skręcane w jego sąsiedztwie.
Znam parę podobnych osób. Kilka z nich deklaruje, że pali wyłącznie takie jak Fidel, czyli cohiby. To ta sama grupa, która kupuje land-cruisery, bo takim autem jeździ Osama. Nie dotarło do nich, że dobre cygara powstają nie tylko na Kubie. Znajomi z wakacji na Dominikanie przywieźli mi w prezencie pudełko cygar. Dawali mi je z pewnym zażenowaniem, jakby to był jakiś śmieszny gadżet, a nie pełnowartościowy prezent. Tymczasem okazały się znakomite.