Czym się jechało?
Samochodem oczywiście. A co, sądziła pani, że na wielbłądzie?
Tak mi się skojarzyło.
To nie ten etap. Ale wielbłądy też tam spotykałam, najczęściej na targowiskach. W naszym obozie jedynym źródłem komunikacji ze światem było radio, z którego amerykański szef ekspedycji profesor Wendorf czerpał wiadomości. Przy śniadaniu wszyscy dowiadywaliśmy się, co się dzieje. Amerykanie interesowali się kursami giełdowymi, nas, Polaków, to akurat zupełnie nie interesowało. Ta egipska ekspedycja była dla mnie świetną okazją, aby zacząć myśleć nie w kategoriach dnia powszedniego i ulegania zalewowi informacji, które na drugi dzień przestają istnieć.
Jak to przestają istnieć?
Jednego dnia pojawia się w środkach masowego przekazu informacja, która wydaje się zupełnym hitem. Za dwa dni zastanawiam się, jak ta sprawa się rozwinęła, i szukam kontynuacji. Nie znajduję jej. A za dwa tygodnie nikt już nawet tej hitowej informacji nie pamięta.
Czyli nie warto o niej wiedzieć nawet po raz pierwszy?
Nie o to chodzi. Gdy wykładałam na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej archeologię, starałam się przygotowywać do tego bardzo rzetelnie. Choćby dlatego, że uważam, iż kontakt z młodymi ludźmi jest szalenie stymulujący. Bo przy nich trzeba się samemu uczyć.
I?
Czytałam o przekazywaniu informacji innym. I dowiedziałam się, że przynajmniej 70 procent informacji wchodzi przez oczy. Zdałam sobie wtedy sprawę, że telewizja...
Jest bardzo agresywnym nośnikiem informacji?
Tak, że strasznie atakuje naszą świadomość. Korzystam z radia. Jedno stoi w głowach łóżka: włączam je, gdy budzę się rano. Drugie jest na półce obok mojego fotela, przy oknie. Jedno jest nastawione na radiową Jedynkę, a to drugie głównie na Dwójkę, która nadaje wspaniałe audycje o muzyce i literaturze.
Do jakiego więc wniosku doszła pani, będąc na tej pustynnej ekspedycji?
Że chcę w swoim życiu ograniczyć zalew informacji, które mnie atakują.
Bo taka sytuacja daje większą wolność umysłu?
Raczej chodzi o dystans do rzeczywistości. Zauważyłam, że wszyscy żyjemy chwilą. Co gorsza, kiedy włączam radio, bardzo rzadko wiadomości zaczynają się od pozytywnej informacji, np. że polscy studenci okazali się najlepsi w światowych zawodach w programowaniu komputerowym.
Tylko co pani słyszy?
Dwuletnia dziewczynka wypadła z okna w łódzkim bloku. Oczywiście jest to tragedia rodzinna. Ale czy jest to wiadomość na całą Polskę? Ta wiadomość może miała wywołać w odbiorcach wstrząs, ale...
Nie jest to wstrząs twórczy?
Na pewno nie jest.
To jak z tym oglądaniem przez panią telewizji?
Gdy się dzieją naprawdę ważne rzeczy, jak atak na World Trade Center, oglądam to u zaprzyjaźnionych sąsiadów. A resztę potrafię sobie wyobrazić. Czy ktoś przemówi tak, czy inaczej, znając jego twarz z gazet, mogę sobie wyobrazić, jak to wygląda. Gdy umierał Jan Paweł II, wolałam słuchać radia. Były tam i najświeższe wiadomości, i wspaniała muzyka poważna dobrana do nastroju tej chwili. Telewizji relacjonującej na żywo agonię papieża nie chciałam oglądać. Świat może tego potrzebuje, ale czy ja muszę podporządkowywać się temu?