Słowo homara

Czy może pan powiedzieć szefowi, że będę za godzinę? – zapytał jeden facet drugiego. W takich sytuacjach zwyczajny człowiek odpowiada twierdząco. Reakcja, której byłam świadkiem, wprawiła mnie w osłupienie.

Publikacja: 16.04.2008 12:05

– A czy ja jestem pana esemesem? Wystukaj mu pan – warknął indagowany i odwrócił się od petenta.

Szłam do metra w refleksyjnym nastroju. Kiedyś rola posłańca uchodziła za zaszczytną. Zwłaszcza gdy do przekazania były dobre wiadomości. Żeby takową podzielić się z najwyższym dowództwem w Atenach, pewien grecki żołnierz przybiegł spod Maratonu, gdzie pokonano Persów. Posłaniec przemierzył ponad 42 kilometry w pełnej zbroi, a żar lał się z nieba. Zakrzyknąwszy: „Zwycięstwo!”, padł martwy z wyczerpania. Jego wyczyn uhonorowano sportową konkurencją: biegiem maratońskim rozgrywanym w terenie na trasie 42 195 metrów.

Było to w epoce przedtelefonicznej. O komórkach, tym bardziej esemesach, nikomu się nie śniło. Chyba mam coś z tego niegdysiejszego maratończyka, który za swój obowiązek uważał osobiste dostarczenie wiadomości, bo wciąż boczę się na esemesowanie, zwłaszcza życzeń świątecznych. Głos więcej mówi niż martwa litera. Lepiej skorzystać z wynalazku Bella. Swoją drogą, to też już prehistoria. Liczy sobie 123 lata. Po raz pierwszy zaprezentowany publicznie podczas Wystawy Stulecia w Filadelfii latem 1876 roku, pewnie przepadłby w powodzi innych atrakcji, gdyby nie cesarz Brazylii i jego słynny okrzyk na widok nieforemnej skrzynki: „O Boże, to mówi!”.

Od tamtej pory telefon zrewolucjonizował system międzyludzkiej komunikacji. Jak wyglądały stare aparaty, wiemy dzięki dawnym zdjęciom, filmom, obrazom.

Nie był to przedmiot do niczego podobny – i zapewne dlatego fascynował artystów. Dzieła sztuki z telefonem w roli głównej świadczyły o doniosłej roli, jaką to urządzenie odgrywało w codziennym życiu. Było przepustką do nowoczesności. Nobilitowało właściciela, sytuując go między ludźmi nowoczesnymi. A w latach 20. i 30. ubiegłego wieku wierzono jeszcze w postęp i jego dobrodziejstwa.

Kto widział w warszawskim Muzeum Narodowym niedawno zakończoną wystawę „Wyprawa w dwudziestolecie”, pewnie pamięta zażywnego osobnika sportretowanego przez Halinę Dąbrowską, obok którego stoi modny rekwizyt tamtych czasów – telefon.

Czarny ebonitowy kształt miał też w sobie element tajemnicy. Człowiek przedstawiony ze słuchawką w ręku mógł wyrażać rozmaite emocje – choć nie było widać powodu. Przyczyną była treść przekazana za pośrednictwem drutu. Spójrzmy na piękny, ascetyczny autoportret z drzeworytu Wiktorii Gorczyńskiej – artystka nie ma żadnego kontaktu z otoczeniem. Jest skupiona na przekazie wsączającym się w jej ucho przez słuchawkę. Z kolei młoda ślicznotka z obrazu Tamary Łempickiej „Telefon” (1930) słucha telefonicznego rozmówcy, jednocześnie czujnie zerkając na boki, jakby obawiała się niechcianych świadków. Może flirtuje z kochankiem?…

Telefon prowokował też surrealistów. W 1939 roku Salvador Dali namalował „Zagadkę Hitlera” – z gigantyczną słuchawką zawieszoną na gałęzi drzewa, z której wypływa przezroczysta maź. Trzy lata wcześniej hiszpański geniusz prowokator wykonał osobliwy obiekt: aparat telefoniczny z homarem w miejscu słuchawki. Stanął on na honorowym miejscu w Muzeum Guggenheima w Bilbao, gdzie właśnie trwa wystawa przedmiotów surrealistycznych. Jak interpretować koncepcję Dalego? Moim zdaniem słuchawka-skorupiak sugeruje, że homar miałby nam coś do powiedzenia, tylko nie dajemy mu szansy…

Współczesne telefony bezprzewodowe, a tym bardziej komórki, nie inspirują twórców. Telefon spowszedniał i zbrzydł, upodobnił się do innych elektronicznych urządzeń. Stracił osobowość. Mniej więcej w połowie lat 60. tarczę z otworami zastąpiła klawiszowa, a obłą słuchawkę podzieloną na część mikrofonową i głośniki – gładki, prostokątny kształt.

Jednak od kilkunastu lat znów produkowane są telefony wyglądające jak dawniej. Przywróciła je moda na klasykę, a także… walka z narkotykowymi mafiami. Otóż okazało się, że „tarczowce” uniemożliwiają dealerom elektroniczne wywoływanie klientów.

Tylko czy młodzi ludzie potrafią posługiwać się zrekonstruowanym zabytkiem? Podpowiadam: trzeba podnieść słuchawkę i powiedzieć magiczne słowo „halo”. A potem rozmawiać jak człowiek z człowiekiem. Esemesa tą drogą przesłać się nie da.

– A czy ja jestem pana esemesem? Wystukaj mu pan – warknął indagowany i odwrócił się od petenta.

Szłam do metra w refleksyjnym nastroju. Kiedyś rola posłańca uchodziła za zaszczytną. Zwłaszcza gdy do przekazania były dobre wiadomości. Żeby takową podzielić się z najwyższym dowództwem w Atenach, pewien grecki żołnierz przybiegł spod Maratonu, gdzie pokonano Persów. Posłaniec przemierzył ponad 42 kilometry w pełnej zbroi, a żar lał się z nieba. Zakrzyknąwszy: „Zwycięstwo!”, padł martwy z wyczerpania. Jego wyczyn uhonorowano sportową konkurencją: biegiem maratońskim rozgrywanym w terenie na trasie 42 195 metrów.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę
Kultura
„Nie pytaj o Polskę": wystawa o polskiej mentalności inspirowana polskimi szlagierami
Kultura
Złote Lwy i nagrody Biennale Architektury w Wenecji
Kultura
Muzeum Polin: Powojenne traumy i dylematy ocalałych z Zagłady