Mimo tych, zdawałoby się, niezbyt wysokich cen na targu w Lidzbarku Welskim słychać wokół narzekanie, że drogo. Ale kupić tu można wszystko – od żywej kury i łańcucha dla krowy po odtwarzacz z Chin. Co czwartek na placu targowym stawia się cała okolica. Ruch w mieście gęstnieje. Na parkingu stają dziesięcioletnie dostawcze mercedesy sprzedawców oraz ople i volkswageny w różnym wieku, sprowadzone z Niemiec. Tu ma się zaufanie tylko do niemieckiej marki. Nowe auto kupuje mało kto. Czasem trafi się jeszcze maluch. Wozów konnych nie ma od lat.
Przy klatkach z żywymi kurami, kaczkami i kurczakami przysiedli na stołeczkach panowie w oczekiwaniu na chętnych. Ale tłumu nie ma. Nad płachtą z rozłożonymi łańcuchami, wiadrami, aluminiowymi lejkami do mleka, koszami i gumofilcami krząta się młody człowiek. Morelami (nasze, a nie greckie jakieś) włada przystojna blondyna z imponującym biustem. Mendel (15 sztuk) jaj kosztuje 6 złotych. – No jasne, że od kur z podwórka – zapewnia rumiana szatynka.
Na wsi o ekologii się nie gada, ale nikt tu nie kupuje jednego ogórka na tacce plastikowej owiniętego w folię ani ananasów z Hondurasu. Tu bakłażan, cukinia i brokuły to jeszcze trochę egzotyka. Ogórki, kapusta, pomidory schodzą najlepiej, prosto do siatek. Miejscowe, rosną w okolicy. Ogórki kwaszeniaki z obowiązkowym zestawem: chrzan, czosnek, koper, pomidory malinowe, czosnek z ciemnoróżowym rumieńcem. Świeżo ucięty, widać, że nie przyjechał z Szanghaju. Trochę z boku nad łubiankami czarnych porzeczek po 4 złote kilo siedzi kobieta w średnim wieku. – Pani, w tym roku przez tę suszę tak drogo – tłumaczy. – Pani weźmie na nalewkę.
Powyżej jarzyn, wiader i wideł rozciąga się galeria przemysłowa. Ubrania, pościel, ścierki po złotówce. Dla modnych panów są garnitury z dżinsu i bardziej wieczorowe w cenie 220 zł. Dla gosposi stylonowe fartuszki w pełnej gamie kolorów. Dla elegantek suknie wieczorowe i wizytowe. Nawet na ślub.
W zadaszonym stoisku panie mierzą modne bluzeczki po 7, 10 zł i biustonosze w pełnej rozmiarówce.