Świąteczne muzykowanie

Gwiazdy na Gwiazdkę. Tradycjonaliści obstają przy kolędach Mazowsza, pasjonaci poszukują płyt na wigilijny wieczór, outsiderzy wolą Boże Narodzenie bez dźwięków – polscy piosenkarze i piosenkarki opowiedzieli "Rz", czym muzyka staje się dla nich w święta

Publikacja: 18.12.2008 19:52

Świąteczne muzykowanie

Foto: Fotorzepa

Najwcześniej zaczyna Maria Peszek, już jesienią wynajduje album, którego będzie słuchać z rodzicami i bratem. – Nie ma płyt, do których zawsze wracamy, to nudne – mówi. – Zwykle już w okolicach listopada w magiczny sposób objawia się płyta, która pomaga mi wprawić się w świąteczny stan. A kiedy przyjeżdżam w Wigilię do domu, od progu podniecona oznajmiam: "Posłuchajcie, co znalazłam!".

Siadają na kanapie gotowi na podniosły moment. – I kiedy już mamy włączyć muzykę, coś idzie nie tak: okazuje się, że wspaniałe kolumny mojego taty są rozłączone albo jakiś guzik źle wciśnięty. Ale wreszcie się udaje, w ruch idą nalewki, rozczulamy się do łez. Nie tylko z powodu muzyki, ale też dlatego, że tak rzadko się widujemy. Stopniowo ta chwila, która miała być święta, ulega zeświecczeniu. Mama zaczyna rozdzielać prace domowe, słuchamy piosenek, lepiąc uszka i coś do siebie pokrzykując.

U Ewy Bem przedświąteczne przygotowania biegną w rytmie swingu. Sprzątaniu i krzątaniu towarzyszą jazzowe Christmas songi zza oceanu. – Rozkręcają nas Amerykanie, ale całość wieńczą Polacy – zapewnia Bem. – Kiedy następuje spiętrzenie robót kuchennych, niezawodnym antidotum na kulinarne zatyranie są Skaldowie i ich fantastyczna "Będzie kolęda". Stawia mnie do pionu i przypomina, o co w ogóle w tych świętach chodzi.

[srodtytul]Pięknie i rutynowo[/srodtytul]

– Proszę nie myśleć, że siadamy całą rodziną i zachwycamy się muzyką, bo w święta zachwycamy się przede wszystkim byciem ze sobą – mówi Wojciech Waglewski, który, jeśli z synami nie koncertuje, widuje ich rzadko. – Nie możemy się nagadać, a piosenki sączą się w tle. W Wigilię, oczywiście, słuchamy kolęd. Mnie podobają się tylko te klasyczne i etniczne, najbardziej góralskie, choć sam jestem niskopienny. Słuchamy albumów Trebunich Tutków, Joszka Brody i nagrań archiwalnych. Żadnych nowości nie uznaję. Kolędy to pieśni związane z obrzędowością, a ona wynika z tradycji. I tak jak współczesne pieśni kościelne naruszają majestat Kościoła, tak nie przekonuje mnie nowa twórczość świąteczna.

Kayah też woli klasyczne interpretacje zespołu Mazowsze, Śląska i Poznańskich Słowików. Andrzej Smolik jest bardziej wyrozumiały: – Podczas świąt bezkrytycznie przyjmuję wszystkie przeróbki. Polskie kolędy trudno zaaranżować na nowo, bo są przesiąknięte słowiańszczyzną. Próba dodania czegoś od siebie zwykle pogarsza sprawę. Ale każda interpretacja pomaga budować nastrój, i to się liczy.

Dużo bardziej tradycyjny stosunek do kolęd mają, chociaż z różnych powodów, Irena Santor i... Agnieszka Chylińska. – Nie lubię nowych wersji, nawet jazzowych – mówi Santor. – Ich forma nie ma nic wspólnego z treścią. Kolędy to ładne, proste, dziecięco naiwne piosenki. I takie być powinny.

Dla Chylińskiej klasyczne wykonania pieśni bożonarodzeniowych to element świątecznej rutyny. – Mamy w domu zdartą kasetę z kolędami śpiewanymi przez Mazowsze. Lubię je, ale traktuję po prostu jako część obowiązkowego pakietu: choinka, sianko pod obrusem, Mazowsze. Ja i tata jesteśmy ateistami, łzy nam przy kolędach nie ciekną. Za to u Bem przy kolędach lecą iskry. – W Wigilię płyty odsuwamy w kąt. Przyjeżdża moja mama i jeszcze przed drzwiami zaczyna kolędować. Po kolacji śpiewamy siarczyście, z samych pięt – na stojąco, z podziałem na role. Nie wyobrażam sobie żadnej muzyki, która mogłaby nam to zastąpić. Irena Santor namawia: – W Wigilię powinniśmy śpiewać sami. Lepiej, gorzej – ważne, że razem. Jednak większość muzyków wybiera na święta utwory nastrojowe i smutne.

– Najlepiej nastrajają mnie płyty Cheta Bakera – przyznaje Artur Rojek. – Jego melancholia doskonale oddaje ten moment: pozytywny i sentymentalny.

[srodtytul]Śpiew na ból serca[/srodtytul]

– Boże Narodzenie to przerażająco smutny czas – mówi Maria Peszek. – Święta uzmysławiają wartość życia, ale i przemijanie. Dają odczuć, że jesteśmy wobec tego faktu bezbronni, bezradni. Dlatego potrzebuję muzyki, otulam się nią.

Dwa lata temu słuchała z rodziną kantat Bacha w wykonaniu chińskiego wiolonczelisty Jiana Wanga, w zeszłym roku towarzyszył im jazzowy wokalista Jimmy Scott, który w wyniku choroby zyskał niepowtarzalny, wręcz kobiecy głos. Na te święta Maria wybrała "Another World" Antony & Johnsons: – Płyta jest tak piękna, że serce pęka. Wywołuje ból, ale wyjątkowy – taki, jakiego doznaje się, obcując z czymś doskonałym.

Peszkowie będą jej słuchać przez całe święta. Do czasu, aż mój znudzony brat oznajmi: dość!

Wojciech Waglewski dzieli Boże Narodzenie na trzy etapy. Wigilia to czas zarezerwowany na kolędy, drugi dzień świąt jest refleksyjny: – Wtedy do śniadania dobrze posłuchać Mozarta albo partit wiolonczelowych Bacha.

Ale między pasterką a Mozartem jest dzień pierwszy – radosny. – Kojarzy mi się z nim amerykańska muzyka lat 30. Chyba z powodu bajek Disneya. Co prawda poznałem je w późnym dzieciństwie, ale ten świat Myszki Miki i coca -coli stanowił jakiś substytut nieba. To, że w Polsce w czasie Bożego Narodzenia popularna jest muzyka z USA, wynika oczywiście z niesłabnącej inteligencji naszych mediów. Nigdy nie szanowaliśmy własnej tradycji muzycznej – ani w czasach komunizmu, który był rzekomym powrotem do kultury narodowej, ani teraz.

Tomasz Stańko szanuje muzyczną i świąteczną tradycję, przez lata wykonywał nawet jazzową wersję "Jezus malusieńki", ale Wigilię spędzi w światowym centrum swingu. – Nie jestem rodzinny i jako outsider będę się włóczył po ulicach Manhattanu. Chcę być wtedy sam.

Najwcześniej zaczyna Maria Peszek, już jesienią wynajduje album, którego będzie słuchać z rodzicami i bratem. – Nie ma płyt, do których zawsze wracamy, to nudne – mówi. – Zwykle już w okolicach listopada w magiczny sposób objawia się płyta, która pomaga mi wprawić się w świąteczny stan. A kiedy przyjeżdżam w Wigilię do domu, od progu podniecona oznajmiam: "Posłuchajcie, co znalazłam!".

Siadają na kanapie gotowi na podniosły moment. – I kiedy już mamy włączyć muzykę, coś idzie nie tak: okazuje się, że wspaniałe kolumny mojego taty są rozłączone albo jakiś guzik źle wciśnięty. Ale wreszcie się udaje, w ruch idą nalewki, rozczulamy się do łez. Nie tylko z powodu muzyki, ale też dlatego, że tak rzadko się widujemy. Stopniowo ta chwila, która miała być święta, ulega zeświecczeniu. Mama zaczyna rozdzielać prace domowe, słuchamy piosenek, lepiąc uszka i coś do siebie pokrzykując.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem
Kultura
Dzień Dziecka w Muzeum Gazowni Warszawskiej
Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę