Drapieżcy przechodzą właśnie pod Poznaniem kwarantannę u przedstawiciela holenderskiej firmy, od której stołeczne zoo kupuje rekiny.
Dwa żarłacze czarnopłetwe są podobno w świetnej kondycji. By się o tym przekonać, w tym tygodniu do Poznania jadą przedstawiciele stołecznego ogrodu. – Musimy je obejrzeć, żeby nie kupić kota w worku – mówi wicedyrektorka warszawskiego zoo Ewa Zbonikowska. Jest powód, żeby w sprawie rekinów dmuchać na zimne: tawrosz piaskowy będzie kosztował ponad 99 tys. zł, cztery czarnopłetwe 25 tys. zł, zaś płaszczki, które będą pływały między nimi – 31 tys. zł (plus podatki).
Jeśli zwierzęta są zdrowe, to za dziesięć dni zostaną sprowadzone na ul. Ratuszową. Kolejne dwa żarłacze przyjadą po czterech dniach. A tawrosz piaskowy za następne dwa.
Ryby będą żyły w jedynym w swoim rodzaju akwarium umieszczonym w nowej hipopotamiarni. Sama szyba zbiornika, przez którą będzie można oglądać rekiny, kosztowała 350 tys. zł. Jest taka duża, że wkładano ją do pawilonu przez dach.
Rafał Okoński, zajmujący się akwarium w zoo, przyznaje, że sprowadzane rekiny są zaliczane do niebezpiecznych dla człowieka. Okoński zna te gatunki i wie, że czarnopłetwe mają histeryczno-złośliwy charakter. Są szybkie i dynamiczne. Za to tawrosze duże i spokojne.