Reklama

Architektura szczęśliwości historycznej

Rozmowa: Małgorzata Omilanowska, historyk sztuki z Uniwersytetu Gdańskiego, mieszka w Warszawie

Publikacja: 18.05.2010 00:34

Redaktor naczelna Słownika Architektów Polskich Instytutu Sztuki PAN w Warszawie

Redaktor naczelna Słownika Architektów Polskich Instytutu Sztuki PAN w Warszawie

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

[b]Rz: Jak pani profesor ocenia wyniki konkursu na zagospodarowanie Wyspy Spichrzów?[/b]

Małgorzata omilanowska: Autorzy projektów próbowali w banalny sposób nawiązać do przedwojennej zabudowy spichrzowej. Projekt zwycięski jest chyba najbardziej banalny i schematyczny. Namnażający prostokąty, zwieńczone trójkątnymi, dwuspadowymi dachami. Zupełnie brak w nim indywidualnego podejścia.

[b]Wyspę ogląda każdy turysta.[/b]

Stąd i wysokie oczekiwania. Zachodni brzeg Wyspy Spichrzów stanowi domknięcie wspaniałej panoramy roztaczającej się z Zielonego Mostu na Długie Pobrzeże z Żurawiem i Motławę. Jednak nie mówimy o obszarze z zachowaną wartościową zabudową historyczną, tylko o magazynowej części miasta, która się spaliła 65 lat temu. Czy naprawdę uświęcony historią model spichlerza o dwuspadowym dachu, z dużą ilością okienek w ścianie szczytowej, jest jedyną dopuszczalną tu formą?

[b]Zapisy konserwatorskie ograniczały architektów? [/b]

Reklama
Reklama

Była w nich mowa m.in. o konieczności dostosowania się do dawnej parcelacji. To dyskusyjna kwestia. Przedwojenne zdjęcia wyspy pokazują bardzo urozmaiconą i niejednolitą zabudowę. Stały tu spichlerze szczytowe, ale prawie żaden nie był ceglany, były szachulcowe, czyli biało-czarne, w kratkę. Nie wiem, dlaczego w konkursie większość projektantów wybrała czerwoną cegłę. Było dużo budynków niespichlerzowych, parterowych magazynów, była budowla mocno wychodząca gabarytem ponad resztę zabudowań. Na tej różnorodności zasadzała się cała malowniczość tego cypla. Nie był to zabytkowy raj, jaki sobie czasami wyobrażamy.

[b]Tęsknimy za rajem?[/b]

Strasznie, i to jest bolesne. Przyzwyczaiła nas do niego powojenna rekonstrukcja Warszawy i Gdańska. Płacimy cenę za to, żeśmy sobie odbudowali Stare Miasta. Chcę to dobitnie i jasno powiedzieć, jestem absolutnym fanem tej powojennej odbudowy. Uważam, że należało ją przeprowadzić i że zrobiono ją najlepiej, jak było można w tamtych warunkach politycznych, gospodarczych, technicznych. Uważam, że tamto pokolenie miało absolutne prawo do takiej decyzji. Ale już wtedy zdawano sobie sprawę z tego, że popełniane jest pewnego rodzaju fałszerstwo historyczne. Wiedział to Jan Zachwatowicz. Mówił: ja Stare Miasto w Warszawie odbuduję, ale nie będę tam chodził.

[b]Dlaczego?[/b]

Bo to kopie, falsyfikaty. Rzeczy nieprawdziwe. Po 1945 r. byliśmy jedynymi, którzy poszli w tym kierunku. Na Zachodzie byłoby to niemożliwe. W państwach demokratycznych szły pieniądze na infrastrukturę, mieszkania, szpitale, szkoły, na to, czego ludzie potrzebują najbardziej. W państwie totalitarnym, jakim była Polska po 1945 r., było natomiast możliwe skierowanie środków budżetu ubogiego państwa na rekonstruowanie barokowych portali. Powojenna odbudowa zabytków miała pomóc poranionemu społeczeństwu odbudować tożsamość.

[b]Kopie historycznych kamieniczek postawiono na ulicy Stągiewnej kilka lat temu. To też Wyspa Spichrzów. Co dziś uzasadnia podobne działania? [/b]

Reklama
Reklama

Zupełnie nic. Ta ulica to koszmar, styropianowy Disneyland, pseudorekon- strukcje imitujące XIX-wieczną zabudowę. Mają promować jakąś wizję historycznej szczęśliwości. Mamy takie przekonanie, że istnieje określony rodzaj „malowniczości zabytkowej”. Nie kochamy Nowego Światu w Warszawie takim, jakim on był przed wojną, z wielkim hotelem Savoy sięgającym piątego piętra, z domem Wapińskiego na Krakowskim Przedmieściu, który miał pięter sześć. Ulic, na których architektura z XIX wieku mieszała się z modernistycznymi domami 20-lecia międzywojennego. Zachwatowiczowska koncepcja domów sprowadziła je do jednego gabarytu, jednej wysokości, jednej kolorystyki fasady. 

Jak ognia boimy się współczesnych architektów.

Z góry się zakłada, że nie zrobią niczego dobrego.

Jeżeli się ich wpuszcza w obszar miasta z krajobrazem ukształtowanym w poprzednich stuleciach, to od razu im się zakłada kajdanki na ręce. 

[b]Rz: Jak pani profesor ocenia wyniki konkursu na zagospodarowanie Wyspy Spichrzów?[/b]

Małgorzata omilanowska: Autorzy projektów próbowali w banalny sposób nawiązać do przedwojennej zabudowy spichrzowej. Projekt zwycięski jest chyba najbardziej banalny i schematyczny. Namnażający prostokąty, zwieńczone trójkątnymi, dwuspadowymi dachami. Zupełnie brak w nim indywidualnego podejścia.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Reklama
Kultura
Lech Majewski: Mamy fantastyczny czas dla plakatu. Nie boimy się AI
Kultura
Hockney, Cézanne, Niki de Saint Phalle i Cartier. Wakacyjne wystawy w Europie
Kultura
Polka wygrała Międzynarodowe Biennale Plakatu w Warszawie. Plakat ma być skuteczny
Kultura
Kendrick Lamar i 50 Cent na PGE Narodowym. Czy przeniosą rapową wojnę do Polski?
Patronat Rzeczpospolitej
Gala 50. Nagrody Oskara Kolberga już 9 lipca w Zamku Królewskim w Warszawie
Reklama
Reklama