[b]Rz: Za czasów PRL na murach malowano okazałe reklamy sklepów, w których i tak brakowało towarów. Były przejawem absurdu tamtych czasów. I nadal źle się kojarzą. Czy mural może być pozytywny?[/b]
[b]Rafał Roskowiński:[/b] Takie jest jego zadanie. Od obrazów w galeriach różni się nie tylko formatem. Na wystawy chodzą ludzie zainteresowani sztuką. Tymczasem mural zawsze działa w przestrzeni publicznej. Tam, gdzie krzyżują się drogi zwykłych mieszkańców. Wiele osób styka się ze „swoim” osiedlowym muralem codziennie, np. podczas spaceru z psem. Dlatego stworzenie muralu to odpowiedzialność.
[b]A może otoczenie traktuje murale obojętnie?[/b]
Przeciwnie. Oto przykład, świeży, dosłownie sprzed kilku dni: młodzi adepci prowadzonej przeze mnie szkoły murali stworzyli pracę na jednym z bloków mieszkalnych (osiedle Gdańsk – Zaspa, ul. Dywizjonu 303) – dekoracyjne tło, na nim polscy lotnicy. Doszukać się tu można planów konstrukcji latających maszyn.
Mieszkańcy są zachwyceni, czują się dumni, że mieszkają przy ulicy poświęconej wojennym bohaterom. Wielu z nich odświeża z tej okazji swoją historyczną wiedzę. Młody chłopak przyznał mi się, że przeczytał po raz drugi książkę Fiedlera i biografię „Tola” Witolda Łokuciewskiego, ostatniego dowódcy dywizjonu. Jestem malarzem, nie wychowawcą i pedagogiem, ale takie zdarzenia sprawiają, że nasza praca ma jeszcze większy sens.