Wrócił w najlepszym towarzystwie. Album „Wake up!” nagrał z filadelfijską grupą The Roots – czarodziejami hip-hopu i soulu, którzy reformują czarne brzmienia. Efekt jest świetny, nie tylko dzięki klasie muzyków, także ze względu na datę premiery.
[wyimek][link=http://empik.rp.pl/wake-up-legend-john-the-roots,prod58631859,muzyka-p]Zobacz na Empik.rp.pl[/link][/wyimek]
Prace nad płytą ruszyły dwa lata temu, w atmosferze kampanii prezydenckiej w USA i wielkich nadziei Afroamerykanów, gdy wielu mieszkańców – w tym artystów – angażowało się w politykę. Album trafia do publiczności teraz, gdy prezydentura Obamy rozczarowała część wyborców, a Amerykanie patrzą w przyszłość z niepokojem. Kryzys finansowy, choć oficjalnie się skończył, wielu odebrał pracę, niemal wszystkim – perspektywę szybkiej poprawy. I właśnie w takim momencie zjawia się Legend z przypomnieniem: obudźcie się, świat nie zmieni się sam, musimy połączyć siły i działać.
Zaczął od siebie – porzucił śpiewanie ballad o miłości. Wspólnie z The Roots przeprowadzili sumienne archiwalne badania: w dorobku Curtisa Mayfielda, Billa Withersa, Mike’a Jamesa Kirklanda i innych twórców soulu sprzed lat odnaleźli utwory o tematyce społecznej. Pominęli przeboje, dokopali się do wyjątkowych i zapomnianych piosenek, które były wyrazem dumy rasowej, radykalizmu, protestu, bronią w walce o prawa obywatelskie. W latach 60. i 70. soul był politycznym manifestem, przyciągał wybitnych twórców. Legend wykorzystuje teraz status gwiazdy i stara się przypomnieć to, co dla nastolatków nie jest oczywiste: że muzyk jest kimś więcej niż dostarczycielem rozrywki. Zamiast uciekać w pustkę, może się mierzyć z problemami.
Poprzednią płytą Legend chciał udowodnić, że umie się odnaleźć w modzie na uproszczone frazy i taneczne rytmy. Teraz zrobił krok w przeciwnym kierunku. Choć jest nagradzanym autorem, tu śpiewa cudze utwory i prezentuje się jako świetny interpretator. Byłoby idealnie, gdyby przygotował własne, równie udane piosenki, tym bardziej że we współczesnej muzyce brakuje dobrych wzorców. Ale Legend, zagubiony jak wszyscy, nie chce ryzykować – woli ich szukać w przeszłości, niż przeć naprzód. Tym razem ostrożność się opłaciła. „Wake up!” to najlepsza płyta w jego karierze.