Rzeczpospolita uskrzydlona

Wiosną, gdy woda na zalewiskach opada, między przystępującymi do lęgów ptaki zaczyna się rywalizacja o każdy skrawek wyłaniającego się z bezmiaru wód gruntu - od zatopionego pnia wierzby po błotnisty pagórek

Publikacja: 02.03.2012 00:42

Okolice Słońska to europejska stolica wędrownych gęsi

Okolice Słońska to europejska stolica wędrownych gęsi

Foto: Fotorzepa, Tomasz Kłosowski TK Tomasz Kłosowski

Lisy siedzą na drzewach jak małpy. Czasem i sarna się wgramoli. No, a gniazdo dzikiej gęsi na drzewie to tutaj wręcz codzienność. Zaś pierwszymi wyspami, jakie wyłaniają się tu z bezkresu wód w miarę ich opadania, bywają wierzchołki bobrowych żeremi i wtedy to dzikie gęsi nie na drzewach, tylko na nich siadają, ale i sadowią swoje gniazda.

Powódź? Niby tak, ale kontrolowana. Do spółki przez przyrodę i ludzi, wspólnie gospodarzących na obszarze kilku tysięcy ha  obwałowanych zalewisk. Ale w mokrzejsze lata woda występuje daleko poza wały.  Zimą ten teren zamienia się w wielkie lodowisko, przywodzące na myśl obrazki z Arktyki. Ale to rzadko, bo tu prawie nigdy nie ma zimy – jesteśmy wszakże w jednym z najcieplejszych miejsc w kraju.

Kiedyś prawie dżungla

Warta uchodziła niegdyś do Odry dziesiątkami odnóg, zagubionych w gęstych lasach i zaroślach łęgowych, pełnych najgrubszego zwierza. Gdyby dziś ktoś w środku Europy zechciał  rzucić się na dziewiczą deltę rzeczną z ciężkim sprzętem, by zagospodarować rolniczo jej żyzne ziemie, ekolodzy nie pozostawili by na nim suchej nitki, przedtem przywiązawszy się do każdego z tutejszych drzew. Ale wtedy, w XVIII wieku, takich szaleńców nie było. Zaś żyzne delty kusiły. Za czasów Fryderyka Wielkiego przystąpiono więc tu do likwidacji puszczy i oddania żyznych gleb rolnictwu.  System kanałów kopano łopatami o specjalnej konstrukcji. Trwało to latami, ale w efekcie cały teren zalewiska obwałowano, ograniczając zasięg wód, a z czasem budując system przepompowni. Koniec z przyrodą? Jak dla kogo. Takie błotniste lądy zaraz z powietrza zoczyły przelotne rzesze ptaków wodnych i błotnych. Dziś jest to jedna z najważniejszych ich ostoi w Europie, chroniona przez Park Narodowy Ujście Warty, sąsiadujący z nim park krajobrazowy o tej samej nazwie i ostoję Natura 2000.

Zwycięskie gęganie

Liczebnie dominują gęsi. Przede wszystkim gęgawy, białoczelne i zbożowe (te ostatnie – to symbol parku), ale w ich stadach niczym rodzynki trafiają się przedstawiciele rzadszych gatunków, jak gęś mała czy pasiasta bernikla. Wśród nich tylko gęgawa jest u nas ptakiem lęgowym,  reszta – to długodystansowi wędrowcy. Podążają wraz z wiosną aż w tundrę, by w czasie tamtejszego krótkiego lata odbyć lęgi. I zaraz wracają. Pokonują trasę liczącą parę tysięcy kilometrów. Na zimę lecą w głąb Europy, szukając obfitości pokarmu i spokoju. Nowe oblicze warciańskiej delty zapewniło im wymarzony, ciepły i chroniony fosami kanałów azyl. A przy tym wysunięty na północ i wschód,  więc pozwalający znacząco skrócić trasę i zimować w spokoju. Tutejsze zalewy – dawny rezerwat Słońsk, dziś park narodowy – stały się europejską stolicą wędrownych gęsi i innych spokrewnionych z nimi ptaków z grupy blaszkodziobych. I nie tylko z tej grupy.

Paweł Baranowski, konserwator obwodu ochronnego Słońsk, wiezie nas tam, gdzie wśród znikających już płacht śniegu widnieją białe, podobne z dala do piany grupy ptaków. Gęsi domowe? Nietrudno tak pomyśleć, wszakże w pradolinie Warty można widzieć ich sporo, bo są tu liczne fermy tych ptaków, będących zresztą ni mniej ni więcej tylko udomowioną, albinotyczna formą żyjącej tu dziko, brunatnej gęgawy. Ale coś przyduże te gęsi, nazbyt żółtodziobe...

Krzykliwi przybysze

To stada północnych łabędzi krzykliwych, odbywających już w Polsce lęgi, choć przede wszystkim zimujących. Te łabędzie stada, żerujące na polach – to nowość w naszym krajobrazie.  Gdy w Skandynawii – europejskiej ojczyźnie tych łabędzi – zaniechano polowań na nie, społeczność ich tak urosła w siłę, że najwyraźniej zaczęło im być za ciasno  i ruszyły na podbój południa. Dla  skrzydlatych pionierów wyjątkowo ważne są takie miejsca, jak tutejsza ostoja. Toteż tu, na otwartej tafli wód doskonale można odczytać zmiany, jakie zachodzą w ptasim świecie. Wielkie koncentracje ptaków, zlatujących się tu ze znacznych obszarów Europy, pozwalają tych wędrowców i koczowników z roku na rok dokładnie liczyć, a także wychwytywać rzadkości.

Dotychczas naliczono w basenie nad Wartą 270 gatunków ptaków, z tego 170 gniazdujących.  Najpotężniejsze są stada gęsi, dochodzące do 200 tysięcy ptasich dusz – zwłaszcza jesienią, kiedy koncentracje ptasie są największe. Na przedwiośniu nigdy nie powstaje taki tłok, bo ptakom spieszy się do odległych lęgowisk, nie przesiadują na płyciznach, nie marudzą. Do serca gęsiej krainy możemy wpłynąć tylko motorówką. To znaczy – faktycznie nie możemy, bo Paweł Baranowski, jako opiekun tutejszej przyrody na to nie pozwoli.  Ale – pociesza – jak będziemy cierpliwi, to wkrótce, może już za tydzień, dwa, zacznie się z wody wyłaniać najdogodniejszy tu dla birdwatchera lądowy szlak, prowadzący w głąb ostoi. To słynna „betonka" – ułożona w latach 60-tych ubiegłego stulecia z betonowych płyt wąska droga do błotnistych pastwisk. Z końcem kwietnia – zapewnia nasz przewodnik – wędrując tą drogą pieszo, bo jeździć po niej turystom nie wolno, ma się po obu stronach przerastające szuwarem zalewiska. A wśród nich pływają całe rodziny gęgaw już z gromadkami tegorocznych piskląt i ufnie podpływają całkiem blisko. W asyście całej czeredy innych ptaków.

Kaczuszki na wierzbie

Popłyniemy motorówką, ale zostawiając z boku płycizny, będące miejscem gęsich zgromadzeń. W plątaninę kanałów i dzikich odnóg wprowadzi nas pan Jan Szczepański, z tym terenem związany od niepamiętnych czasów i znający tu każdą wodną ścieżkę. Czyli – właściwie co?  Bo teraz, w czasie wiosennego przyboru, widać wszędzie jedno morze. Motorówka pana Jana bezbłędnie jednak odnajduje splątane nurty i osie kanałów, których brzegi skrywa teraz woda, ale których przebieg niczym boje wskazują wierzchołki wstających z wody drzew.  A także - sterczące znad tafli wód jak druty pędy nadwodnych krzewów.

Na szczytach drzew ciemnieją gniazda wron i srok, zakładane, jak wszędzie, w najwyższych, niedostępnych partiach koron. Tylko że teraz tutaj te gniazda – nowe i zeszłoroczne – położone są tuż nad wodą. Więc zajmują je sobie kaczki, łyski i inne ptaki wodne, normalnie urządzające swe siedziby nisko w szuwarach. Kiedyś Polski Związek Łowiecki rozmieszczał tu nadrzewne kosze gniazdowe dla gęsi, chętnie przez nie zasiedlane. Na tutejszych zalewiskach wahania poziomu wody sięgają w skali roku 4 m. Z upływem wiosny woda stopniowo opada, a wtedy między przystępującymi do lęgów ptakami różnych gatunków trwa zacięta rywalizacja o każdy skrawek wyłaniającej się z bezmiaru wód ziemi – od zatopionego pnia wierzby po błotnisty pagórek.

Paweł Baranowski zawsze z utęsknieniem czeka, aż wyłonią się większe obszary mokrego lądu. Na nich to bowiem przystąpi do gniazdowania będąca dziś na celowniku badaczy ptasiego rodu grupa ptaków siewkowych.  Szybko ginących, bo potrzebujących siedlisk pustych, podmokłych i spokojnych.  Tutaj w trakcie ustępowania zalewów powstają spore wilgotne przestrzenie, które dopiero latem staną się  zielonymi pastwiskami i łąkami. Ptaki siewkowe – to czajki, brodźce, kuliki, bekasy czy słynne ze swych strojów godowych i agresywnych toków bataliony.  Wszystkie te istoty łączy jedno: składają jaja w skromnym dołeczku wprost na ziemi. Nawet mokrej.

Niewidzialne pisanki

Te jaja są tak plamiste, że można stać nad nimi i ich nie dostrzec. Typowy w naturze kamuflaż. Taki lęg - to bezcenny skarb, dobrze zamaskowany, ale i także zawzięcie broniony przed każdym drapieżnikiem – wroną, krukiem, czy szponiastym błotniakiem. A nawet jeden lis potrafi opróżnić gniazda w całej, rozsiadłej na łące kolonii ptaków siewkowych, pomimo że zawsze oberwie parę ciosów dziobem lub skrzydłem od nacierających z powietrza obrońców.

Paweł Baranowski pokazuje nam w błocie niewielki, zgrabny dołek, dosłownie przyklejony do zeszłorocznego krowiego placka. Przykład, jak na tej płaskiej przestrzeni ptak potrafi wykorzystać najmniejszy drobiazg, zapewniający trochę osłony. Dołki gniazd często przytykają do naniesionych przez wodę patyków, butelek, puszek po konserwach... Ten dołek – zapewnia ze znawstwem nasz przewodnik – wygniótł brzuchem samiec brodźca krwawodziobego. Wkrótce jego samica złoży tutaj swoje cztery nakrapiane jajka. Albo i nie tutaj, bo samiec w ramach godowych popisów wygniata kilka takich dołków, a ona wybiera jeden. Tuż obok siebie robią takie dołki przedstawiciele kilku spokrewnionych gatunków: czajka, brodziec, rycyk, bekas.  W kupie bezpieczniej. To wszystko – podkreśla nasz przewodnik – można tu przez mocną lornetkę oglądać jak na dłoni, przysiadłszy na łódce lub w drewnianej czatowni na końcu „betonki", gdy ta już wyłoni się z wody.

Spanie za siedem czajek

Jak na dłoni można widzieć ptasi świat z okien domu ornitologa Jacka Engela, mieszkającego w starym budynku obok stacji pomp. Jacek był kiedyś kierownikiem rezerwatu Słońsk, a gdy przekształcono rezerwat w mający dziś powierzchnię 8 tys. ha park narodowy, stracił robotę i przez jakiś czas pracował w WWF – światowej fundacji na rzecz ochrony dzikiej przyrody. Wtedy trochę pojeździł po innych ptasich ostojach i ma porównanie. Więc gdy zestawia sobie tutejszą krainę choćby z tak okrzyczaną ostoją jak Biebrza, zauważa, że tu w krótkim czasie można zobaczyć o wiele więcej. Na tamtejszych, naturalnych bagnach, starorzeczach czy wśród bezkresnych grząskich zarośli ptaki gubią się, są niewidoczne. Tu mamy skondensowany ornitologiczny pokaz. Bogaty o każdej porze, z zimą włącznie. To ptasi świat w mocno działającej pigułce. Jacek zauważa, ze okna jego mieszkania – to jakby telewizory z zawsze ciekawym programem. Z kuchni widać więcej gęsi, z pokoju kaczek, ale nigdy nie bywa nudno. I abonamentu nie trzeba płacić. Ba, jeszcze można zarobić...

Żona Jacka, Iza, założyła turystyczne biuro „Dudek", urządzające wyprawy na ptaki, podczas których zresztą nie tylko dudki, skądinąd tu pospolite, można obserwować.  Ostatnio na oczach gości orzeł bielik chwycił norkę, niszczycielkę ptasich gniazd. Firma oferuje przewodnictwo, foldery, wypożyczanie kajaków, rowerów, lornetek, nawet miejsca noclegowe, których zresztą jest w tych stronach coraz więcej.

Nocleg kosztuje tu średnio siedem czajek. Można też płacić w płomykówkach. Bo odkąd   działa tu Rzeczpospolita Ptasia, której prezydentem jest od początku pan Henryk Radowski, emeryt ze Słońska, właściciel jednej z kwater, ta kraina ma własną, „ptasią" walutę, a kantorem wymiany jest m. in. firma „Dudek". Jedna czajka albo płomykówka – to ozdobna moneta o wartości  pięciu złotych. Kto chce zostać obywatelem Rzeczpospolitej i dostać jej starannie wydrukowany paszport z fotografią, wpłaca dwie czajki wpisowego. Do paszportu  wbija się pieczątkę na dowód każdorazowego pobytu. Co roku jest wielki zlot coraz liczniejszych obywateli, także z innych państw: Holandia Belgia, Niemcy, Anglia. Ostatnio liczebność zlotowiczów idzie w setki i zaczyna już dorównywać niektórym ptasim stadom.  Każdy rok ma ptasiego patrona – były już żuraw, bielik, derkacz, w tym roku jest remiz – mały ptaszek, zaczepiający swoje uwite na kształt woreczka, misterne gniazdko na gałęzi zwisającej nad wodą. Obywatele Rzeczpospolitej Ptasiej są trochę podobni przelotnym ptakom, ale coraz więcej jest wśród nich... osobników  osiadłych. Ostatnio dwóch birdwatcherów z Anglii zakupiło tu posiadłości i zaczęło budować okazałe, wygodne gniazda, czyli wille. W Anglii tradycje ornitologiczne są mocne, tylko ptaków nie ma tylu, co u nas...

Kiedyś ludzie odebrali tę ziemie niedźwiedziom, wilkom, rosomakom. Oddali – choć to nie było ich zamiarem – ptakom. Dziś ptaki przyciągają tu ludzi.

Lisy siedzą na drzewach jak małpy. Czasem i sarna się wgramoli. No, a gniazdo dzikiej gęsi na drzewie to tutaj wręcz codzienność. Zaś pierwszymi wyspami, jakie wyłaniają się tu z bezkresu wód w miarę ich opadania, bywają wierzchołki bobrowych żeremi i wtedy to dzikie gęsi nie na drzewach, tylko na nich siadają, ale i sadowią swoje gniazda.

Powódź? Niby tak, ale kontrolowana. Do spółki przez przyrodę i ludzi, wspólnie gospodarzących na obszarze kilku tysięcy ha  obwałowanych zalewisk. Ale w mokrzejsze lata woda występuje daleko poza wały.  Zimą ten teren zamienia się w wielkie lodowisko, przywodzące na myśl obrazki z Arktyki. Ale to rzadko, bo tu prawie nigdy nie ma zimy – jesteśmy wszakże w jednym z najcieplejszych miejsc w kraju.

Kiedyś prawie dżungla

Warta uchodziła niegdyś do Odry dziesiątkami odnóg, zagubionych w gęstych lasach i zaroślach łęgowych, pełnych najgrubszego zwierza. Gdyby dziś ktoś w środku Europy zechciał  rzucić się na dziewiczą deltę rzeczną z ciężkim sprzętem, by zagospodarować rolniczo jej żyzne ziemie, ekolodzy nie pozostawili by na nim suchej nitki, przedtem przywiązawszy się do każdego z tutejszych drzew. Ale wtedy, w XVIII wieku, takich szaleńców nie było. Zaś żyzne delty kusiły. Za czasów Fryderyka Wielkiego przystąpiono więc tu do likwidacji puszczy i oddania żyznych gleb rolnictwu.  System kanałów kopano łopatami o specjalnej konstrukcji. Trwało to latami, ale w efekcie cały teren zalewiska obwałowano, ograniczając zasięg wód, a z czasem budując system przepompowni. Koniec z przyrodą? Jak dla kogo. Takie błotniste lądy zaraz z powietrza zoczyły przelotne rzesze ptaków wodnych i błotnych. Dziś jest to jedna z najważniejszych ich ostoi w Europie, chroniona przez Park Narodowy Ujście Warty, sąsiadujący z nim park krajobrazowy o tej samej nazwie i ostoję Natura 2000.

Pozostało 84% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali