Jest to dla mnie symbolicznie najważniejsze zdjęcie. Pokazuje snajpera, którego obrona Majdanu złapała na Instytuckiej. Tłum rzucił się na niego i chciał zlinczować. Całe to zamieszanie zaczęło się, gdy byłam pod sceną, na której miał się odbyć koncert solidarnościowy z Ukrainą. Odwróciłam się i pobiegłam tam. Często byłam w Kijowie w miejscach, gdzie coś się działo. Taki instynkt fotografa, że jak coś się dzieje, trzeba tam być i fotografować.
Nie wiem, jak ta historia ze snajperem się skończyła. Straciłam go z oczu, gdy zaprowadzono go do namiotu, gdzie stacjonowali Afgańcy, czyli weterani wojny w Afganistanie.
Na Majdanie po raz pierwszy znalazłam się w połowie stycznia trochę przypadkiem. Pojechałam jako fotoreporterka „Super Expressu". Miałam dokumentować polski koncert organizowany tam przez Telewizję Republika, a stałam się świadkiem starć protestujących z władzami. Po czterech dniach wróciłam do Warszawy, ale zaraz następnego dnia znów pojechałam do Kijowa. Tym razem na własną rękę. Potem wróciłam trzeci raz, więc w sumie w Kijowie spędziłam półtora miesiąca.
A ostatnio byłam w Donbasie. Często jestem pytana, czy na Ukrainie się nie bałam. Przyznam, że podczas gorących wydarzeń nie myślałam o tym. Najpierw czułam złość i bezradność. Czas refleksji i świadomość, że to niebezpieczne, przyszły potem. Tam miałam poczucie misji, bo na Ukrainie spotykaliśmy się z ogromną wdzięcznością ludzi, którzy wbrew temu, co się o naszych stosunkach mówi, byli bardzo życzliwie nastawieni do Polaków i polskiej prasy. Często zatrzymywali nas na ulicy i dziękowali, że tam jesteśmy, wspieramy ich i pokazujemy wydarzenia na Majdanie. Największe wrażenie wywarła na mnie solidarność jego obrońców. Oni naprawdę walczyli o wolność i wierzyli, że ofiary nie idą na marne. To najbardziej dało się odczuć po strasznym czarnym czwartku, gdy następnego dnia sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Odwołano wojska wewnętrzne, snajperów, Janukowycz uciekł, uwolniono Julię Tymoszenko. I wtedy na Majdanie zebrały się tłumy i wszyscy krzyczeli, że bohaterowie nie umierają. To było niezwykle poruszające.