[wyimek][b]Naszemu namiętnie palącemu autorowi, który właśnie kończy pięćdziesiątkę, życzymy wszystkiego palącego.[/b] Koleżanki z działu „Styl Życia” w „Rzeczpospolitej”.[/wyimek]
Byłem na koncercie w Małym Wydawnictwie w Krakowie, którego siedzibą jest dom jego właścicieli. Gospodarze lubią urządzać spotkania towarzyskie połączone z jakąś formą aktywności intelektualnej lub artystycznej. Są przy tym bardzo gościnni, również dla palaczy – mają dla nich przygotowany pokoik, w którym można oddawać się nałogowi. Jest pewien szkopuł – przechodzi się do tej palarni przez ogród, co przy mrozach wymaga poświęcenia. Ale i tak to ludzkie traktowanie palaczy. Ostatnio wielka rzadkość.
[srodtytul]To se ne vrati [/srodtytul]
Kiedyś na prześwietnym Uniwersytecie Jagiellońskim bywało tak: zaczynają się ćwiczenia z historii dramatu. Młoda asystentka od razu pyta: – Czy państwo chcą palić? Nie widząc sprzeciwu, nerwowo wyszukuje w torebce paczkę papierosów, z pudełka po zapałkach robi popielniczkę i zaczyna mówić, i palić. Większość grupy się przyłącza i też zapala. Miejsce akcji to słynny Gołębnik, czyli antyczna siedziba ówczesnego Instytutu Filologii Polskiej (dziś Wydział Polonistyki) przy ul. Gołębiej 20. Sale na pierwszym piętrze tego gmachu mają co najmniej 5 m wysokości, a więc ogromna kubatura pozwala na to, by dym się rozproszył. Ale, że nie na wszystkich zajęciach można palić, to w holu pierwszego piętra jest oficjalna palarnia. Tu koncentruje się życie towarzyskie, zawiązują się przyjaźnie, kiełkują romanse i małżeństwa, handluje się bibułą, czyli książkami i periodykami wydawanymi w podziemiu, poza zasięgiem cenzury. Cenzura polityczna w PRL czuwa bowiem, żeby w druku nie ukazało się nic, co kłóciłoby się z oficjalną propagandą.
[srodtytul]Déja vu [/srodtytul]