Już przy wejściu do supermarketu zapach chleba zachęca do zakupów. Ale gdy potem chleb znajdzie się w domu, okazuje się często, że prawdziwy jest tylko właśnie zapach. Wnętrze złocistych bułek i bochenków kryje miękisz jak wata szklana lub trociny. Do tego dodane polepszacze i inne sztuczne dodatki, dzięki którym pieczywo można produkować szybciej, wydajniej i taniej.
Jak na złość takie przemysłowe pieczywo to często jedyne, co nam pozostaje, bo małych piekarni jest coraz mniej. Gdziekolwiek pojawiają się butikowe piekarenki kuszące tradycyjnymi chlebem, zawsze przed nimi stoją kolejki. Zapewne właśnie tęsknota za zakodowanym w naszej pamięci smakiem prawdziwego chleba jest powodem, dla którego coraz więcej osób decyduje się na jego pieczenie w domu. Maszyny do pieczenia reklamowane są w telewizji, bo zjawisko domowego pieczenia stało się wśród kobiet niezwykle popularne, żeby nie powiedzieć modne.
[srodtytul]Proporcje oczywiste[/srodtytul]
Andrzej Fiedoruk, współautor książki „Księga chleba” (wydawnictwo Zysk i S-ka) zauważa: „...w dawnych książkach kucharskich bardzo rzadko pojawiały się przepisy dotyczące wypieku chleba. Dlaczego? To proste – chleb traktowano jako standard wyżywienia i nikomu do głowy nie przychodziło zamieszczać receptury wypieku”.
Chleb kupowało się u sprawdzonego po sąsiedzku piekarza. A gdy wypiekano go w domu, wiedzę o proporcjach składników i sposobie postępowania chłonęło się niejako przez osmozę. Dzisiaj niewiele osób taką wiedzą może się pochwalić, a zwłaszcza wyniesioną z domu, zdobytą podczas podpatrywania mamy czy babci formującej bochenki.