Nakręceni na ulicy

Deskorolkowcy Skateboarding, czyli jeżdżenie i wykonywanie trików na desce, to nie jest żaden sport ani tym bardziej subkultura – przekonują skaterzy. To po prostu sposób na wolny czas

Publikacja: 20.06.2008 02:15

Nakręceni na ulicy

Foto: Rzeczpospolita

– Deska mnie nakręca tak bardzo, że każdego ranka, gdy wstaję, jest we mnie chęć odjeżdżania nowych trików – mówi Marcelina Frycz, 24-letnia skaterka i snowboardzistka z Warszawy. – Nie ma lepszej odskoczni od codzienności.

– Zawsze byłam dziewczyną z zadatkami na harpagana (wg miejskiego slangu: osoba pełna energii, szalona – red.) – przyznaje koleżanka Marceliny, 16-letnia Estera Mrówka z Krakowa. – Rolki, rower? To nie dla mnie, wolę deskę, daje więcej adrenaliny. Każdy postęp w ujeżdżaniu powoduje, że czuję się szczęśliwa.

– Mało jest dziewczyn na desce, bo to kontuzyjny sport. I przede wszystkim dlatego, że dziewczyny nie wierzą w siebie – mówi Marcelina. – Tu prócz entuzjazmu potrzeba wiary, cierpliwości i systematyczności.

 

 

Postępy w ujeżdżaniu deskorolki to nic innego jak sprawne opanowywanie nowych tricków. Podstawowym jest ollie, punkt wyjścia do następnych. Nie ma polskiego odpowiednika, ale można go nazwać podskokiem. To po prostu oderwanie deski od ziemi. Inny to manual. Polega na jeździe na dwóch tylnych kółkach deskorolki, tak aby tył deski oraz przednie kółka nie dotykały podłoża. Podobny do manuala jest nose manual – tu balansuje się na przednich, a nie tylnych kółkach. Kickflip (z ang. kick – kopnięcie) to już wyższa szkoła jazdy. Niemal akrobacja. Skater kopie deskę w taki sposób, by obróciła się o 360 stopni, a następnie na niej ląduje. – Co jest łatwiejsze: kickflip czy heelflip? – pyta na forum skaterów (www. extream. pl) jeden z początkujących. – Nie ma reguły. Kickflip powinien być łatwiejszy z tego względu, że bardziej tu pracujemy śródstopiem niż piętą. Heelflipa trudniej zakręcić.

 

 

Często jedyne, co mamy ze sobą wspólnego, to po prostu radość z jazdy na desce

O osobie, która opanuje akrobatyczne tricki, można powiedzieć, że uprawia freestyle. Tę odmianę skateboardingu w latach 60. stworzył pochodzący z Florydy Rodney Mullen. Polega na robieniu trudnych technicznie skoków na deskorolce, w miejscu lub przy jeździe z niewielką prędkością. Twórca stylu żył na wsi, nie było tam miejsc do jazdy, jak schody, poręcze czy specjalne skateparki. Mógł więc „tańczyć” na desce tylko na rozległym płaskim terenie. Dziś freestyle (zwany też flatland) to nic innego jak zabawa deską między nogami na płaskiej powierzchni. Organizowane są nawet mistrzostwa świata we freestyle’u. Ale czy skateboarding to sport? Według polskich skaterów – nie.

 

 

– Czy zajmuje się nami polskie Ministerstwo Sportu? Nie. Czy odbywają się jakieś regularne, według ogólnie przyjętych norm, zawody? Również nie. Skateboarding jako sport nie istnieje – mówi Paweł Jankowski, naczelny portalu skate’owego www.flip.pl. – Te popisy jazdy na desce i zawody, które czasem oglądamy w dużych miastach, to nic innego jak widowiskowe imprezy sponsorowane przez markowe firmy produkujące ubrania, buty i deskorolki. (Najczęściej polegają na tym, że gra się w „Game of skate”: za każdy nieudany trick dostaje się jedną literkę ze słowa „skate”, po uzbieraniu wszystkich zawodnik odpada). Niewątpliwie dzięki profesjonalnym produktom tych firm jazda na desce daje jeszcze więcej frajdy. Dlatego najlepsi starają się o sponsoring i tworzą wtedy wyspecjalizowane w różnych trickach i we freestyle’u teamy. Każda ceniąca się na rynku skateboardowym firma ma taki team – wyjaśnia Jankowski.

 

 

Deska nie ma nic wspólnego z hip-hopem. – W Polsce panuje też przekonanie, że skateboarding to jakaś subkultura związana z hip-hopem, a skaterzy noszą szerokie spodnie i bluzy z kapturem – mówi Michał Kulczyn (na desce od ośmiu lat). – Nic bardziej mylnego! Niektórzy być może rzeczywiście słuchają hip-hopu, ale inni z kolei punku, rocka lub muzyki klasycznej. Niemal każdy z moich znajomych słucha czegoś innego i ubiera się tak jak mu wygodnie. Ja od dwóch lat noszę rurki, bo lepiej się w nich jeździ niż w spodniach szerokich.

– Deska jest w Polsce źle pojmowana. Moim zdaniem zawsze miała swoje korzenie w punk rocku i DIY – uważa Piotr Dabov, skater i właściciel firmy skatowej Pogo. – Ale tyle jest teorii na ten temat, ile nowoczesnych gatunków muzycznych. Dabov projektuje ubrania na deskę. – Staram się, by nie były przebajerzone. Rzeczy mają być proste, praktyczne, funkcjonalne i wystarczyć na wiele sezonów.

– Często jedyne, co mamy ze sobą wspólnego, to po prostu radość z jazdy na desce – dodaje Kulczyn. – Ja zaczynam do deski przyrastać. Idę przez miasto i myślę deskorolką: o, tu byłoby fajnie pojeździć, tam poskakać, a tu moglibyśmy zrobić dobre zdjęcia. Gdy mam iść coś załatwić, wolę jechać. Mijam wtedy w pędzie drepczących, zmęczonych przechodniów, czuję wiatr we włosach i jestem szczęśliwy. Jestem wolny.

– Deska mnie nakręca tak bardzo, że każdego ranka, gdy wstaję, jest we mnie chęć odjeżdżania nowych trików – mówi Marcelina Frycz, 24-letnia skaterka i snowboardzistka z Warszawy. – Nie ma lepszej odskoczni od codzienności.

– Zawsze byłam dziewczyną z zadatkami na harpagana (wg miejskiego slangu: osoba pełna energii, szalona – red.) – przyznaje koleżanka Marceliny, 16-letnia Estera Mrówka z Krakowa. – Rolki, rower? To nie dla mnie, wolę deskę, daje więcej adrenaliny. Każdy postęp w ujeżdżaniu powoduje, że czuję się szczęśliwa.

Pozostało 89% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla