Wciąż szukam nowych wyzwań

Po zdobyciu tytułu Miss World świat stał przed Anetą Kręglicką otworem. Zamiast międzynarodowej kariery modelki wybrała jednak własną firmę i karierę businesswoman.

Aktualizacja: 02.11.2010 16:37 Publikacja: 16.11.2008 14:55

Wciąż szukam nowych wyzwań

Foto: First Class

[b]Po zdobyciu tytułu Miss Świata w 1989 r. miała Pani szansę na karierę znanej na całym świecie modelki, na wspaniałe podróże i wielkie pieniądze. A jednak odrzuciła to Pani, żeby rozkręcać swoją firmę w Polsce.[/b]

Już w szkole średniej powtarzałam, że chcę założyć własną firmę i że nigdy nie będę pracowała dla kogoś. Dlatego po liceum wybrałam ekonomię na Uniwersytecie Gdańskim i szłam zgodnie z planem. Wtedy wygrałam konkurs Miss World i mój świat przewrócił się do góry nogami. Początek lat 90. był czasem boomu top modelek, które stawały się celebrities. Miałam wtedy szansę nie tyle pójść ich drogą, ile stać się częścią tego świata. Podpisałam nawet kontrakt z właścicielem nowojorskiej agencji modelek Wilhelmina, którego poznałam, jeżdżąc po świecie z panią Julią Morley, organizatorką konkursu Miss World. Wcześniej miałam chwilę refleksji, czy opłaca się tam jechać i tracić czas. Ale w końcu dałam się skusić i spędziłam w USA osiem miesięcy. Nie dotrwałam do końca kontraktu. Cały czas czułam, że to nie jest praca dla mnie. Pewnego dnia, po telefonicznej konsultacji z rodzicami i znajomymi, uznałam, że tracę czas i powinnam być w Polsce. Wykorzystać popularność, jaką zdobyłam dzięki Miss World. Ku ogromnemu zdziwieniu ludzi z agencji spakowałam walizkę i wróciłam do Polski.

[b]Nie żałowała Pani możliwości zyskania ogromnych pieniędzy i sławy?[/b]

Czułam, że mój charakter predestynuje mnie do czegoś innego. Być może gdybym konsekwentnie parła w kierunku mody, doszłabym do czegoś, zwłaszcza że czułam sympatię i wsparcie ze strony właściciela agencji.

[b]Po powrocie do kraju założyła Pani Kręglicka Foundation...[/b]

Uznałam, że działalność społeczna, jaką prowadziłam, gdy byłam Miss World, mogłaby się przełożyć na polskie warunki. Pieniędzmi, które wówczas zebraliśmy, dysponowało Biuro Miss World i nie miałam wpływu, na co zostaną przeznaczone. Teraz miałam wreszcie szansę sama o tym decydować. Ponieważ mam sportowy charakter i jestem osobą aktywną, postanowiłam, że moja fundacja będzie się zajmowała promowaniem zdrowego stylu życia. O healthy living nikt wówczas w Polsce nie myślał, co było dla mnie tym większym wyzwaniem. Wymyśliłam, że będę zachęcała szkoły do udziału w wydarzeniach sportowych. Za swój aktywny udział miały one otrzymywać wyposażenie sportowe. I tak właśnie się działo.

[b]Cała Polska usłyszała o Kręglicka Foundation dzięki marszobiegowi.[/b]

Nazywał się ABK 10 K, czyli Aneta Beata Kręglicka 10 kilometrów. Po kilku latach nasze marszobiegi gromadziły nawet 6000 ludzi. Co roku zdobywaliśmy sponsorów i pozyskiwaliśmy gwiazdy – celebrities – które propagowały zdrowy tryb życia. To właśnie z marszobiegu zrodził się pomysł założenia firmy ABK. Fundacja z założenia była niedochodowa. Miałam idée fixe, że to moja działalność społeczna, zbieram pieniądze, z których dokładnie się rozliczam, a zebrane środki przeznaczam na założenia statutowe fundacji. Tymczasem sponsorzy marszobiegów coraz częściej chcieli wliczać przekazywane pieniądze do kosztów prowadzenia firmy. I wtedy zrodził się pomysł stworzenia agencji public relations, która nie tylko obsługiwałaby fundację, ale też zaistniałaby na raczkującym wówczas w Polsce rynku reklamowym.

[b]Czuła się Pani pionierką polskiego PR?[/b]

W Polsce pojawiały się już filie agencji światowych, ale o mocno okrojonej strukturze, więc pomyślałam, że mogę wykorzystać tę lukę na rynku. Miałam już pewne doświadczenia w tej branży. Rok w charakterze Miss World okazał się dla mnie cennym zawodowym doświadczeniem. Brałam udział w wielu wydarzeniach, miałam kontakt z mediami, nabrałam pewności siebie. Z 22-letniej studentki, która mieszkała z rodzicami, nagle wskoczyłam w skórę osoby, która musiała przemawiać przed większym audytorium, rozmawiać z dziennikarzami. Po roku czułam się dosyć swobodnie w kontaktach ze światowymi celebrities czy zagranicznymi mediami. Brałam udział w różnych programach telewizyjnych – byłam gościem popularnych wtedy programów amerykańskich, włoskich, niemieckich. Jako 22-latka byłam więc właścicielką własnej firmy i dobrze sobie z tym radziłam.

[b]Dla większości ludzi to nie do pomyślenia – zrezygnować z wielkiej sławy na rzecz ciężkiej pracy. Przecież mogła Pani sporo zarobić na reklamie.[/b]

To fakt. Mogłam wtedy reklamować w Polsce wszystko – od mydełek po szampon przeciwłupieżowy. Propozycje sypały się z każdej strony, ale konsekwentnie odmawiałam. Swój pierwszy w życiu kontrakt reklamowy podpisałam dopiero dwa lata temu, z Apartem, kiedy uznałam, że w swoim życiu wiele zrobiłam, jestem dojrzałą, spełnioną kobietą i nikt niczego nie musi mi załatwiać. Jestem kompletnie niezależna, mam świadomość swojej wartości, wiem, kim jestem. Jestem partnerem w tej kampanii, a nie wyłącznie wynajętą twarzą. I tylko na takich zasadach zgodziłam się wziąć udział w projekcie.

[b]To znaczy, że tworzy Pani kampanię Apartu?[/b]

Na pewno decyduję o swoim wizerunku. Akceptuję wszystkie layouty, wszystkie zdjęcia, zatwierdzam wydarzenia, w których biorę udział. Współpraca układa się bardzo dobrze, bo zgadzamy się co do promocji konkretnego image’u, z którym się utożsamiam. To dla mnie bardzo ważne. Pół roku ustalaliśmy warunki, zanim zdecydowałam się na współpracę z Apartem.

[b]Przez wiele lat trzymała się Pani z dala od polskiego show-businessu. Dlaczego?[/b]

Usiłowałam zapomnieć o sobie jako o miss. Chciałam być postrzegana nie przez pryzmat tego, że przypadkowo i dla zabawy wzięłam udział w konkursie na najpiękniejszą Polkę. Bo ja naprawdę zrobiłam to dla zabawy, a nie dla popularności. W konkursie Miss Polski wystartowałam za namową koleżanki ze studenckiego zespołu tanecznego „Dżamp”, która zapewniała mnie, że to świetna zabawa. Nigdy nie spodziewałam się, że dojdę w tym konkursie na sam szczyt. To miała być odskocznia od codziennego, spokojnego, studenckiego życia. I rzeczywiście – życie przewróciło się do góry nogami, ale bardziej, niż bym sobie tego życzyła.

Popularność mnie przerosła. Nigdy jej nie oczekiwałam i trochę mnie przeraziła. Ja nie mam natury gwiazdy, nie lubię zamieszania wokół mojej osoby, a już na pewno nie tak dużego jak wtedy. Dla mnie rozpoznawalność to męczący stan, nie mówiąc o sławie. Sharon Stone w jednym z wywiadów powiedziała, że łatwiej jej być aktorką niż Sharon Stone, i mówiła prawdę.

[b]Więc została Pani Miss World przez przypadek?[/b]

Mimo bardzo wielu miłych wspomnień z tamtego okresu rozpoznawalność bardzo mnie krępowała, czasami denerwowała, brakowało mi prywatności. W pewnym momencie było to naprawdę uciążliwe. Nie mogłam swobodnie przejść ulicą w Gdańsku, bo grupy ludzi ustawiały się w kolejkach po autografy. Ale i tak miałam sporo szczęścia, bo wówczas popularnych ludzi traktowano inaczej niż dzisiaj. Na co dzień spotykały mnie raczej dowody sympatii, a nawet jeśli pojawiały się antypatie, komentarze nie były tak bezwzględne jak dzisiaj. Dlatego wciąż konsekwentnie bronię się przed tzw. masową popularnością i staram się nie angażować w projekty, które mogłyby mnie na nią narazić. Jeśli pojawiam się publicznie, to incydentalnie i przemyślanie. Najczęściej bywam na pokazach mody projektantów, z którymi przyjaźnię się od lat i których karierom sekunduję. Konsekwencją tego są moje zdjęcia zamieszczone w kolorowych magazynach, ale kontekst nie jest już tak emocjonujący jak udział w telewizyjnym show.

[b]Dwa lata temu zdecydowała się Pani jednak na udział w popularnym tanecznym show.[/b]

Zrobiłam to z dwóch powodów – dla zabawy i dla kondycji. Dostrzegłam w tym szansę na świetną zabawę i powrót do formy sprzed lat. I tak też się stało. Poza tym to był pierwszy tego typu program telewizyjny. Natomiast kiedy proponuje mi się kolejne podobne projekty, konsekwentnie odmawiam. Nie uważam, aby było mi to potrzebne. Często nie identyfikuję się z taką estetyką. Przede wszystkim czuję się kobietą biznesu. Mam swoją firmę i jeśli coś robię, musi mi to sprawiać satysfakcję i być dla mnie wyzwaniem. Kiedy patrzę na obecną pauperyzację mediów, tę przaśność lansowaną przez telewizję, popularyzację bezczelności i arogancji, nabieram pewności, że nie chcę w tym uczestniczyć. W naszych czasach gwiazdą może być każdy. Talent jest do tego całkowicie niepotrzebny.

[b]W Pani natomiast drzemie wiele talentów – do języków, tańca, nauki. I talent lidera?[/b]

Nie wiem, czy to są talenty. Lubię się rozwijać w różnych dziedzinach i podejmować nowe wyzwania. Mam predyspozycje organizacyjne, jestem pracowita i poukładana. A moja główna cecha to admiracja jakości. Nie toleruję bylejakości. Nie pracuję z przypadkowymi ludźmi dla ludzi, którym wystarczy byle jaki projekt, czy dla klientów, którzy mają odmienny gust. Wymagam rzetelnego podejścia od siebie, ale też od klienta. Nie mogę sobie pozwolić, by firmować swoim nazwiskiem bylejakość. Lubię robić rzeczy na wysokim poziomie. Jeśli klient próbuje to zubożyć, nie podejmuję się takiego projektu. Jakość musi kosztować, musi mieć swoją cenę, również w kategoriach wymiernych – za wysoką jakością idą też większe koszty.

[b]Równie bezkompromisowo traktuje Pani współpracowników? Według jakiego klucza dobiera Pani sobie ludzi?[/b]

Dobieram ich intuicyjnie. Dla mnie nie jest ważne, że kandydat wszystko umie i ma imponujące CV. Muszę czuć pozytywną energię, wiedzieć, że się dogadamy. I mieć poczucie, że nauczę go dobrze pracować. Nie jestem też szefową apodyktyczną – nie wszystko musi być po mojemu, bo lubię samodzielnych pracowników. Oczywiście jestem właścicielem firmy i zrozumiałe jest, że ostateczna decyzja należy do mnie, ale bardzo sobie cenię zdanie innych ludzi. Niektórzy pracują u mnie już od 10 lat, z wieloma dawnymi pracownikami nadal współpracuję przy większych projektach. Przez 18 lat wyrzuciłam może cztery osoby – poprosiłam je, by spakowały swoje rzeczy i wyszły.

[b]Jaka opinia panuje o Anecie Kręglickiej jako szefowej?[/b]

Moi pracownicy są zgodni co do jednego– u mnie można nauczyć się jakości. Jestem przekonana, że nikt nie wytknąłby mi, że mijam się z prawdą. Jestem bardzo wymagająca, ale też wymagam od siebie. Nie należę do typu papierowych szefowych, które wpadają do firmy, by skontrolować pracowników. Uczestniczę w tworzeniu strategii dla klientów, często tworzę je sama i nadzoruję projekty. I nadal najczęściej to ja reprezentuję firmę, bo klienci z reguły życzą sobie, bym to ja uczestniczyła w prezentacji. Jeśli chodzi o stronę zarządzania, ale też o kreację i egzekucję, to chyba to jest mój największy talent.

[b]Jak rozwija Pani talenty pracowników?[/b]

Był czas, że mieliśmy w firmie problemy z angielskim. Chociaż młodzi uczą się go w szkołach czy na kursach i ich umiejętności konwersacyjne są dobre, jednak gdy przychodzi do rozmowy w języku profesjonalnym czy do napisania prezentacji, niektórzy mają z tym problem. Jeśli czułam w kimś dobry marketingowy background, a brakowało mu języka, wysyłałam takiego pracownika na kursy angielskiego czy organizowałam jew biurze. W tej chwili mam tylko kilku, bardzo doświadczonych pracowników, którzy pracują ze mną od lat, i to raczej oni zgłaszają mi pod rozwagę swoje zainteresowania.

[b]Jeszcze kilka lat temu zatrudniała Pani w ABK 30 osób. Jednak w 2000 r. zlikwidowała Pani agencję i otworzyła nową – Hannah Hooper,liczącą zaledwie kilka osób. Dlaczego?[/b]

Agencja zmieniła tylko nazwę. Zespół pozostał ten sam, ale faktycznie w pewnym momencie przewartościowałam rzeczy najistotniejsze dla mnie. Okazało się,że po 10 latach ciężkiej pracy, udziałów w przetargach, pracy w nienormowanym wymiarze godzin, ciągłej dyspozycji i pracy w stresie przyszedł moment na refleksję: i co dalej? Ale życie samo przyniosło rozwiązanie. Wyszłam za mąż,a po dwóch latach małżeństwa urodziłam dziecko. Nie było szans, żeby pogodzić tak intensywną pracę z macierzyństwem. Kiedy zaszłam w ciążę, doszłam do wniosku, że muszę to wszystko zredukować i skoncentrować się na podpisaniu kilku dobrych kontraktów, aby móc je realizować w okrojonym zespole. I to się świetnie udało. Dziś nadal pracuję dla kilku stałych klientów, z którymi jestem już zaprzyjaźniona. Ale mam więcej czasu dla rodziny i dla siebie.

[b]Ograniczyła Pani intensywność pracy, ale zamiast utonąć w domowych pieleszach, wróciła Pani na studia[/b]

Szukałam jakiejś energii, wyzwania, które zaburzyłoby codzienny rytm. Tak jest w moim życiu – od czasu do czasu muszę zająć się czymś nowym. Skończyłam więc trzyletnie studia doktoranckie w Szkole Głównej Handlowej na kierunku Unia Europejska i stosunki międzynarodowe i zamierzam otworzyć przewód doktorski.

[b]Jest Pani też współwłaścicielką firmy producencko-filmowej St. Lazare, którą prowadzi Pani z mężem Maciejem Żakiem. Teraz będzie się Pani realizować w filmie?[/b]

Za wcześnie jeszcze o tym mówić. Razem z moim mężem Maciejem Żakiem (reżyser m.in. „Ławeczki”, „Rozmów nocą” – przyp. red.) jesteśmy współwłaścicielami studia produkcyjno-filmowe St. Lazare i przygotowujemy się do projektu filmu fabularnego. Będzie to nasz debiut producencki, jeśli oczywiście wszystko pójdzie po naszej myśli, a w tej branży nie jest to łatwe. Mam doświadczenie jako producent filmów reklamowych, reportaży telewizyjnych i wydarzeń medialnych. Fabuła niewątpliwie byłaby dla mnie kolejnym ważnym wyzwaniem na drodze zawodowej.

[ramka]Aneta Beata Kręglicka

ur. w 1965 r., businesswoman i modelka. W 1989 r. została Miss World. Od 1990 do 1991 r. pracowała w USA dla nowojorskiej agencji modelek Wilhelmina. Po powrocie do Polski założyła własną fundację, a następnie agencję reklamową i PR. Od 2002 r. jest współwłaścicielką studia filmowego St. Lazare.[/ramka]

[b]Po zdobyciu tytułu Miss Świata w 1989 r. miała Pani szansę na karierę znanej na całym świecie modelki, na wspaniałe podróże i wielkie pieniądze. A jednak odrzuciła to Pani, żeby rozkręcać swoją firmę w Polsce.[/b]

Już w szkole średniej powtarzałam, że chcę założyć własną firmę i że nigdy nie będę pracowała dla kogoś. Dlatego po liceum wybrałam ekonomię na Uniwersytecie Gdańskim i szłam zgodnie z planem. Wtedy wygrałam konkurs Miss World i mój świat przewrócił się do góry nogami. Początek lat 90. był czasem boomu top modelek, które stawały się celebrities. Miałam wtedy szansę nie tyle pójść ich drogą, ile stać się częścią tego świata. Podpisałam nawet kontrakt z właścicielem nowojorskiej agencji modelek Wilhelmina, którego poznałam, jeżdżąc po świecie z panią Julią Morley, organizatorką konkursu Miss World. Wcześniej miałam chwilę refleksji, czy opłaca się tam jechać i tracić czas. Ale w końcu dałam się skusić i spędziłam w USA osiem miesięcy. Nie dotrwałam do końca kontraktu. Cały czas czułam, że to nie jest praca dla mnie. Pewnego dnia, po telefonicznej konsultacji z rodzicami i znajomymi, uznałam, że tracę czas i powinnam być w Polsce. Wykorzystać popularność, jaką zdobyłam dzięki Miss World. Ku ogromnemu zdziwieniu ludzi z agencji spakowałam walizkę i wróciłam do Polski.

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali