Nasze wydawnictwa komiksowe wreszcie doganiają świat. Publikują pozycje ambitne, fascynujące plastycznie. Trzeba być czujnym, bo w rysowanych paskach obowiązuje kamuflaż. Tu nic nie jest oczywiste. Na pozór infantylne rysunki mogą skrywać intelektualną głębię, tragedia bywa przedstawiona w groteskowych formach, psychologiczne dewiacje wyglądają jak surrealistyczne wizje, zbrodnie upodobniają się do zabawy, śmierć traci grozę i kusi pięknem.
[srodtytul]W cieniu kompleksów[/srodtytul]
Szwajcarski rysownik urodzony w Kanadzie Nicolas Robel opowiedział historię zakompleksionego, odrzuconego kilkulatka. Ma na imię Józek i tak zatytułowany został tomik. Brzydki smarkacz, upośledzony nietypowym kalectwem: łapami wielkimi jak łopaty. Jasne, że to metafora. Po prostu potomek nie odpowiadał wyobrażeniom rodziców. Jak takiego kochać? Ojciec opędza się od Józka jak od uprzykrzonej muchy; matka gdera, koledzy szkolni wyśmiewają. Któregoś dnia w akcie desperacji malec odcina sobie dłonie nożem. Niestety, odrastają jeszcze większe. Potem znajduje na ulicy dwie zgrabne, porzucone przez kogoś rączki. Józek zabiera je i dokonuje transplantacji. Sukces! Chce się pochwalić udanym przeszczepem i gna do matki, do kumpli. W emocjach staje się nieuważny. Nie słyszy ostrzegawczego klaksonu. Na jezdni zostaje po nim placek z małymi rączkami. Komiczna scena, która zamyka gehennę Józka.
Dziecięce traumy to wstęp do pokręconego dojrzewania. W zeszycie „Sala prób” włoskiego rysownika Gipiego śledzimy losy czterech małolatów z włoskiej prowincji, którym marzy się kariera Beatlesów. Mają sprzęt, talent i zapał, tylko brak im sali do ćwiczeń. Akcję można zawrzeć w jednym zdaniu – ważniejsze portrety psychologiczne chłopaków. Na oko, przeciętniacy. Nie bardziej pokręceni niż większość w ich wieku. W istocie każdemu ciąży… rodzina. Basista Alberto na przykład musiał szybko dorosnąć, żeby opiekować się infantylnym tatą. A nazistowska szajba u Aleksa, perkusisty, jest zemstą na ojcu, który nie zajmował się synem.
Z pewnością Miho, bohaterka „Dyni z majonezem” Kiriko Nananan, także nie miała łatwego startu ani wsparcia ze strony rodziny. W męskie ramiona wpycha ją nie miłość, lecz lęk przed samotnością. Tkwi w beznadziejnym związku, wmawia sobie odwzajemnione uczucie. Partner wykorzystuje ją bez skrupułów, ona zaś matkuje mu, gotuje i utrzymuje go. Ufa, że zdobędzie miłość poświęceniem. Za namiastkę uczucia gotowa jest nawet się sprzedać. I jeszcze przepraszać, biczować się, poniżać. „Sama egoistycznie dokonałam wyboru. To ja byłam tą złą” – mówi. Za tak niską samooceną kryją się złe doświadczenia dzieciństwa.