A że publiczność nie od razu zareagowała na polityczną aluzję, dodał - My Grecy! W nowym zespole Milo Kurtisa jest trzech Greków mieszkających w Polsce od lat: grający na instrumentach klawiszowych Kostek Yoriadis, gitarzysta i perkusista Apostolis Anthimos i lider - multiinstrumentalista. Jednak jako pierwsza weszła na scenę w roli honorowego gościa Elektra Kurtis-Stewart, siostra Milo, skrzypaczka mieszkająca w Nowym Jorku. Greków wspomagało dwóch „naszych": kontrabasista Olo Walicki i saksofonista Paweł Postaremczak.
Zespół ten rodził się właściwie na oczach publiczności. Mieli tylko kilkadziesiąt minut próby przed koncertem i zagrali zrazu nieśmiało, a w finale popisowo. - Przecież jesteśmy zawodowcami - skwitował występ Milo Kurtis. Rzeczywiście, był to eksperyment. Lider powiedział mi przed koncertem, że przygotował nowe kompozycje inspirowane muzyką grecką, żydowską i arabską. Ja jednak przede wszystkim słyszałem szalone greckie rytmy i jazzujące frazy.
Występ rozpoczął się o nastrojowych tematów, jakby bezpiecznie, bo muzycy całkiem nowego zespołu mogli się usłyszeć i dopasować. Z przyjemnością słuchałem skrzypiec Elektry Kurtis-Stewart, która najsilniej nadawała grecki charakter kompozycjom. Sądziłem, że więcej popisowych solówek zagra Apostolis Anthimos znany co starszym słuchaczom z grupy SBB, a teraz realizujący autorskie projekty. Milo Kurtis tworzył specyficzny nastrój muzyki świata swoimi fujarkami, bębnami, a w finale nawet didjeridoo. O jazzowy aspekt muzyki dbali Polacy: trzymający jazzowy rytm Olo Walicki i zadziwiający dojrzałymi frazami saksofonu Paweł Pastermarczak. Tego młodego saksofonisty nigdy wcześniej nie słyszałem, a zrobił na mnie wielkie wrażenie ciekawym brzmieniem swoich saksofonów i ekspresyjnymi solówkami. Dzięki Milo Kurtisowi odkryłem ciekawego muzyka.
Najlepszy utwór muzycy zagrali na finał. To już była precyzyjnie nastrojona maszyna jazzowo-world-muzyczna, która równocześnie wpadała w rytmiczny trans, ale potrafiła też oddać prowadzenie temu, kto akurat miał ochotę zagrać solówkę. - Zapraszamy do Grecji, tam grają tak na każdym rogu - krzyknął do publiczności Milo Kurtis kończąc występ. Ale zespól szybko został wyklaskany na bis. - Nie nauczyliśmy się niczego więcej, więc zagramy jeszcze raz utwór „Woźnica", ale szybciej - powiedział lider.
Po koncercie muzycy szczerze dziękowali sobie za to bardzo udane spotkanie na scenie. Tak na naszych oczach narodził się nowy, intrygujący zespół. Po deszczowym otwarciu tydzień wcześniej słońce zaświeciło nad festiwalem Jazz na Starówce. Za tydzień fortepianowe Tingvall Trio w międzynarodowym składzie. Zespół zbiera pochwały w całej Europie, a u nas wystąpi bodaj pierwszy raz.