Reklama
Rozwiń

Relacja z Off Festivalu w Katowicach

Off przerodził się w mekkę dla wielkomiejskich elit. Na koncertach bawią się modni indywidualiści

Publikacja: 09.08.2011 01:46

Tymon Tymański z grupą Kury parodiował różne gatunki muzyki

Tymon Tymański z grupą Kury parodiował różne gatunki muzyki

Foto: Fotorzepa, Magdalena Jodłowska Magdalena Jodłowska

Niedzielny finał festiwalu Artura Rojka był deszczowy. Potężna ulewa odstraszyła część publiczności. Po dwugodzinnej przerwie zagrali Nowojorczycy z Liars i zachęcili do tańca w błocie. Public Image Ltd. rozbujali nawet starych punkowców, ale to charyzmatyczny Kalifornijczyk Ariel Pink był gwiazdą wieczoru. Grał przebojowe melodie, biegał, potykał się o kable. Ten awangardowy występ był najbarwniejszym akcentem niedzieli.

Na katowickiej imprezie nikt nie zamyka się w jednej subkulturze czy gatunku. Już pierwszego dnia, w piątek, ta sama dziewczyna wykrzykiwała teksty punkowego Dezertera, a kilka godzin później odprawiała ekstatyczny taniec przy syryjskim techno Omara Souleymana. Sam wokalista Dezertera – Robal – przypatrywał się Kanadyjczykom z Junior Boys, grającym delikatny elektropop.

Ekstremalni Szwedzi z Meshuggah urządzili metalowe piekło. Dziewczyny z Warpaint zaczarowały publiczność melancholijnymi kompozycjami. Muzyka klubowa Souleymana, wzbogacona arabskimi motywami, sprawiła, że publiczność prawie rozniosła namiot. Wyczekiwany Primal Scream grał swój najlepszy album „Screamadelica". Rozruszał tłum gospelowym „Movin" on up", ale kolejne utwory nie brzmiały tak dobrze jak na płycie sprzed 20 lat. Nowe aranżacje nie miały siły elektronicznych oryginałów. Dopiero w rockandrollowym finale muzycy zagrali najlepsze utwory z ostatnich lat.

Polacy wypadli blado. Czesław Mozil wykonał utwory z repertuaru swej dawnej grupy Tesco Value. W porównaniu z innymi artystami grającymi na głównej scenie zaprezentował się przeciętnie, a żywiołowe reakcje widzów zawdzięcza raczej telewizyjnej popularności. W sobotę przebojem był występ Kur. Tymon Tymański w robotniczym kombinezonie parodiował różne gatunki muzyczne i śpiewał porywające, choć głupawe, hity: „Śmierdzi mi z ust" czy „Jesienna deprecha". Spośród młodych artystów najlepiej wypadł łódzki Kamp! grający wyrafinowane disco.

W oddalonej od centrum Katowic Dolinie Trzech Stawów spotykają się nie tylko muzycy, są też filmowcy, pisarze i celebryci. Pozamuzyczna część festiwalu była skromna, ale pomysłowa – boisko piłkarskie i Klopsztangi, czyli śląskie trzepaki, przywołały podwórkowy klimat dzieciństwa.

Niewypałem okazały się spotkania w kawiarni literackiej: wszystko było tam ważniejsze od literatury. Kazimierz Kutz skupiał się na działalności politycznej i filmowej, a gdy Bohdan Zadura czytał wiersze, zagłuszały go muzyka i ekspres do kawy.

Odkąd muzyka jest na wyciągnięcie ręki w Internecie, nie ma artystów nieznanych. Tegoroczny Off Festival pokazał, że artyści niezależni znaleźli się w głównym nurcie, a imprezy niszowe są bardzo modne.

Zapisana w nazwie festiwalu niezależność okazała się mrzonką. Niskie ceny biletów wymusiły komercyjny kompromis. Dwie sceny nosiły nazwę sponsorów, a reklamy stały na każdym kroku. Danina dla mecenasów prowadziła do groteskowych sytuacji – punkowy Dezerter krytykował konsumpcjonizm ze sceny mBanku. Dotychczas na Off przyjeżdżali koneserzy muzyki niszowej i kontestatorzy masowych zjawisk. W tym roku zjawiło się wielu, dla których bywanie na festiwalach jest częścią stylu życia.

Czasy, gdy na Offie ważna była tylko muzyka, minęły.

Niedzielny finał festiwalu Artura Rojka był deszczowy. Potężna ulewa odstraszyła część publiczności. Po dwugodzinnej przerwie zagrali Nowojorczycy z Liars i zachęcili do tańca w błocie. Public Image Ltd. rozbujali nawet starych punkowców, ale to charyzmatyczny Kalifornijczyk Ariel Pink był gwiazdą wieczoru. Grał przebojowe melodie, biegał, potykał się o kable. Ten awangardowy występ był najbarwniejszym akcentem niedzieli.

Na katowickiej imprezie nikt nie zamyka się w jednej subkulturze czy gatunku. Już pierwszego dnia, w piątek, ta sama dziewczyna wykrzykiwała teksty punkowego Dezertera, a kilka godzin później odprawiała ekstatyczny taniec przy syryjskim techno Omara Souleymana. Sam wokalista Dezertera – Robal – przypatrywał się Kanadyjczykom z Junior Boys, grającym delikatny elektropop.

Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem