Moja córka Zosia zachorowała na ospę, gdy miała trzy latka. Nie była szczepiona, chociaż wiedziałam, że taka szczepionka jest dostępna. Jednak nie zdecydowałam się na nią, ponieważ żaden z lekarzy pediatrów nigdy o niej nie wspominał, niektórzy wręcz odradzali.
Mało wiedziałam na temat szczepionki i nie byłam do niej przekonana. Liczyłam, że ospa będzie miała u Zosi łagodny przebieg.
Niestety, było inaczej. Obserwując, jak łagodnie chorują po szczepieniu dzieci mojej bratowej, żałowałam, że nie zaszczepiłam małej. Zosia chorowała trzy tygodnie. Co chwila pojawiały się nowe krosty, które bardzo ją swędziały. Dziecko się drapało, my musieliśmy jej pilnować. Mała była marudna, apatyczna. Trudno jej było zaakceptować pojawiające się plamki na skórze, które smarowaliśmy gencjaną i białą maścią. Na szczęście obyło się bez powikłań.
Gdy urodził się mój syn Adaś, zaszczepiłam go. Pomimo styczności z chorymi dziećmi w przedszkolu jeszcze nie zachorował. Wiem, że zaszczepione dzieci krócej chorują, mają mniej swędzących krost i nie grożą im powikłania.
Jako dyrektorka przedszkola mam bliski kontakt z rodzicami i ich dziećmi. Z rozmów z nimi wiem, że mają mnóstwo wątpliwości dotyczących szczepień, ponieważ lekarze nie przekazują pełnej informacji na ten temat. Mnie żaden lekarz nie zapytał, czy chciałabym szczepić przeciwko ospie. To ja poprosiłam o to pediatrę.