Ulice, przystanki, skwery – budki handlowo-usługowe są wszędzie. Nieważne, czy wykonane są z blachy, plastiku, betonu czy drewna, od ponad 20 lat współtworzą krajobraz Warszawy.
– Tak już do nich przywykliśmy, że przestajemy je zauważać – mówi Marcin Wojciechowski z Grupy M20 zrzeszającej miejskich aktywistów i apeluje do wszystkich o wyostrzenie wzroku. – Fotografujcie te maszkary, pokażcie wszystkim, że jakość przestrzeni miasta nie jest nam obojętna.
Wojciechowski sam dokumentuje budki od niespełna trzech lat. Szacuje, że jest ich kilka tysięcy – i to tylko tych poza bazarami. Jego kolekcja zdjęć, udostępniona w Internecie jako „stołeczny buda-peszt", liczy kilkadziesiąt pozycji. Są tu m.in. nieczynne od lat bar u zbiegu ul. Prostej i Żelaznej oraz wypożyczalnia kaset wideo przy Afrykańskiej. Są również sklep z jajami w al. Jana Pawła II przy Stawki, zakład pogrzebowy na Wólczyńskiej oraz kwiaciarnie ze Świętokrzyskiej przy Nowym Świecie.
– Sam nazywam ten zbiór wprost: „architekturą Warszawy XXI w." – mówi Wojciechowski. – W cywilizowanym kraju to nie do pomyślenia, że ludzie muszą pracować w nieocieplonych pomieszczeniach, zwykle pozbawionych toalety, a nawet umywalki.
Wolno stojąca prowizorka to jednak nie tylko problem wygód czy estetyki. To też punkt wyjścia do dyskusji o przestrzeni publicznej, w której już przed laty nie zarezerwowano odpowiednio dużo miejsca na handel.