„Porażająca opowieść o szukaniu prawdy i ponaddwudziestoletniej próbie demaskowania kłamstwa". „Autorzy oskarżają służby specjalne, policję i prokuraturę o błąd zaniechania, brak kompetencji i – co brzmi najpoważniej – złą wolę". Takie recenzje wystawili tej książce Bogdan Rymanowski, dziennikarz TVN 24, Krzysztof Ziemiec, dziennikarz TVP, i Piotr Pytlakowski, dziennikarz tygodnika „Polityka".

Można podejrzewać, że chwalą oni publikację Krzysztofa M. Kaźmierczaka i Piotra Talagi „Sprawa Ziętary. Zbrodnia i klęska państwa" nie tylko ze względu na zawodową solidarność. Bo tej – jak przekonali się autorzy książki w czasie swej batalii o prawdę na temat zabójstwa młodego reportera śledczego z Poznania – często w naszym środowisku brakuje. Choć zwykle ekscytują nas statystyki pokazujące, ilu reporterów straciło życie, pełniąc obowiązki w różnych rejonach świata, to sprawa Ziętary długo nie mogła się u nas przebić. Dlaczego? Jedni uznają, że zadziałał mechanizm wyparcia – w III RP, demokratycznym państwie prawa, takie zabójstwa miały się nie zdarzać. Ale są i tacy, którzy powiedzą, że „inni szatani byli tam czynni". Autorzy piszą zresztą o kłamliwych programach telewizyjnych czy dziwnych tekstach w gazetach, po których zeznania wycofywali ważni świadkowie.

Jakkolwiek było, fakty są bezwzględne: Jarosław Ziętara zajmował się biznesowymi przekrętami, jakich pełno było w Polsce w tamtych latach. 1 września 1992 roku wyszedł z domu i ślad po nim zaginął. Choć wiele wskazywało na to, że został zamordowany, policja rozpoczęła dochodzenie dopiero rok później. Umarzane i wznawiane śledztwa ciągnęły się niemiłosiernie, by finał znaleźć po ponad 20 latach. Prokuratorzy ustalili, że do zabójstwa podżegał najbogatszy niegdyś Polak i były senator, a w PRL także pracownik i współpracownik SB, Aleksander G.

Do sprawy Ziętary przez wiele lat serca nie miały policja, służby, politycy, czyli – ogólnie rzecz ujmując – państwo. Zagadkę śmierci dziennikarza udało się wyjaśnić tylko dzięki uporowi jego kolegów, zwłaszcza Krzysztofa Kaźmierczaka, który długo samotnie dobijał się o sprawiedliwość. Choć więc „Sprawa Ziętary" jest książką ponurą, to niesie element pocieszenia. Pozwala uwierzyć, że – niemal jak w amerykańskim filmie – jeden odważny człowiek może rzucić wyzwanie potężnemu przeciwnikowi: wielkiej biurokratycznej machinie państwowej, która źle działa. I że może wygrać.