Alicja Staniewska jest właścicielką półhektarowego stawu, do którego Polski Koncern Mięsny Duda odprowadza ścieki. Żąda odszkodowania i przywrócenia stawu do poprzedniego stanu. – Koncern zamienił nam go w szambo – twierdzi Michał Staniewski, syn właścicielki.
Ubojnia w Grąbkowie, najważniejszy zakład PKM Duda, przerabia ok. 200 tuczników na godzinę. Wytwarza ok. 900 m sześc. ścieków na dobę – tyle co 10-tysięczne miasteczko. Jedyny sposób ich utylizacji to wypuszczanie do rowu, którym płyną do stawu Staniewskiej.
W toczącym się procesie zapadła decyzja dotycząca tzw. zabezpieczenia powództwa. Rawicki sąd nakazał, by PKM Duda natychmiast zaprzestał wypuszcza ścieków, uznając, że mogą one trwale zdewastować akwen. Ale ścieki płyną nadal, bo firma odwołuje się od decyzji.
Zakład poinformował sąd w Rawiczu, że przez ostatnią decyzję staje przed groźbą zawieszenia działalności. Jak wyliczyli prawnicy koncernu, wywożenie ścieków kosztowałoby ponad 3,6 mln zł rocznie, a drugie tyle zakup beczkowozów. Tymczasem zysk netto grupy PKM Duda w pierwszym kwartale 2008 r. wyniósł 5,6 mln zł. „Spółka nie jest w stanie ponieść tak wysokich kosztów” – piszą prawnicy i stwierdzają, że jedynym rozwiązaniem jest zatrzymanie produkcji, zwolnienie ponad 500-osobowej załogi i zerwanie umów z ponad 160 rolnikami. To z kolei oznacza płacenie wysokich kar umownych: ok. 70 tys. zł dziennie za nieodebrane tuczniki i nawet 100 tys. zł dziennie za niedostarczenie mięsa i wędlin odbiorcom.
– Nie chcemy pozbawiać ludzi miejsc pracy – mówi Alicja Staniewska. – Ale nie można również bezkarnie naruszać praw obywateli.