Główna trasa narciarska na Gubałówce, którą zagrodziła w poprzek rodzina Gąsieniców-Byrcynów, jest nieczynna już czwarty sezon. – Tracimy kopę dutków – żalą się właściciele innych działek na trasie. Polskie Koleje Linowe (PKL) płacą im jedynie za gotowość udostępnienia zimą gruntów. Gdyby państwowej spółce udało się znów otworzyć nartostradę, zarobiliby cztery razy więcej.
[srodtytul]Burmistrz marzy o wspólnej jeździe[/srodtytul]
– Tu już nie chodzi o pieniądze, ale o ambicje i zadawnione krzywdy – rozkłada ręce burmistrz Zakopanego Janusz Majcher, który bez skutku mediował między PKL i Byrcynami.
W Zakopanem nie jest tajemnicą, że Wojciech Gąsienica-Byrcyn ma głęboki uraz do prezesa PKL Jerzego Laszczyka. Nabawił się go, gdy jako dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego walczył przeciwko rozbudowie kolejki linowej na Kasprowy Wierch. – Dopóki Laszczyk będzie rządził, zawzięty Byrcyn nigdy z PKL się nie dogada – słyszę w Zakopanem.
A sami Byrcynowie mówią o krzywdzie, jakiej doznali od PKL, które przez wiele lat bez umowy korzystały z ich gruntów, i o zamiarach pozbawienia ich własności.