Gdy pojawiły się pierwsze informacje o ściągnięciu Krzaklewskiego na listę PO działacze partii reagowali niezwykle ostro. Poseł Tomasz Kulesza zapowiadał, że będzie to "partyjna katastrofa". Liderem listy miała być szefowa podkarpackiej PO posłanka Elżbieta Łukacijewska. Początkowo nie wierzyła, "by władze partii mogły jej wyciąć taki numer". Jej koledzy mówią, że od kilku dni przewodnicząca jest zdruzgotana i załamana.
Teraz Łukacijewska wypowiada się w łagodniejszym tonie. Przyznaje, że Krzaklewski najprawdopodobniej będzie "jedynką" na Podkarpaciu (już się na to zgodził), ale ostateczna decyzja ma zapaść w czwartek. – Idziemy na walkę z PiS i mam nadzieję, że Marian Krzaklewski przyciągnie do PO elektorat dotychczas nam niechętny, konserwatywny – mówi Łukacijewska. Sama nie zamierza wycofywać się z wyborów.
– Nie wiem, jak to zniesie, że będzie za Krzaklewskim – komentuje partyjny kolega przewodniczącej.
– W polityce nie można się obrażać, ale wierzę, że to na mnie ludzie będą głosować – mówi Łukacijewska.
W szoku są też związkowcy "Solidarności". – Na pewno nie poprę Mariana Krzaklewskiego na liście PO – zapowiada szef rzeszowskiej "S" Wojciech Buczak. — Związek też nie udzieli takiego poparcia – zapowiada.