Wojciech Miłoszewski wyszedł zwycięsko z potyczki z płocką prokuraturą, która domagała się uchylenia mu immunitetu prokuratorskiego. Sąd dyscyplinarny drugiej instancji w środę ostatecznie orzekł: immunitet nie będzie uchylony.
– Odczuwam satysfakcję, że ta żałosna farsa wreszcie się skończyła – mówi „Rz” Miłoszewski. – Nie wyobrażałem sobie składu sędziowskiego, który dopatrzyłby się w tej sprawie w moim zachowaniu choćby znamion przestępstwa.
Miłoszewski miał kłopoty przez to, że w styczniu 2006 r. na polecenie ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry zapoznał Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS, z materiałami śledztwa paliwowego, które prowadził. Płocka prokuratura uznała, że przekroczył uprawnienia i ujawnił tajemnicę. Dlatego wystąpiła o uchylenie mu immunitetu – bez tego nie mogła postawić zarzutu.
Sam zainteresowany od początku twierdził, że zarzuty pod jego adresem są bezpodstawne, bo – jak mówił – podzielił się tylko wiedzą o śledztwie na podstawie swoich notatek. – Przygotowałem analizę, która odnosiła się do spraw bezpieczeństwa energetycznego państwa – mówił „Rz”. – Nie było w niej żadnych informacji, które naruszałyby tajemnicę śledztwa, lecz propozycje działań, które należałoby wykonać, by usprawnić walkę z mafią paliwową.
Twierdził, że Kaczyński – jako poseł i członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego – mógł poznać te informacje.