– Nikomu nie będzie się opłacało wysyłać telegramu – przewiduje Andrzej Polakowski, dyrektor generalny Poczty Polskiej. Ale podkreśla, że firma, która sama boryka się z problemami finansowymi, nie może sobie pozwolić na dalsze dopłacanie do tej usługi.
Według szacunków „Rz” (firma nie ujawnia tych danych) koszty dostarczenia telegramu są niemal dwukrotnie wyższe niż przychody. – Trzeba utrzymywać w gotowości ludzi, którzy w każdej chwili mogą go doręczyć – tłumaczy dyrektor. Stąd więc podwyżka.
Teraz telegram powinien dotrzeć do odbiorcy w ciągu sześciu – ośmiu godzin. I tu poczta zostawia sobie furtkę, bo – jak deklaruje dyrektor Polakowski – cena drastycznie wzrośnie tylko w przypadku takich właśnie telegramów – z określoną datą dostarczenia. Za telegram, który będzie mógł dotrzeć do adresata w ciągu kilku dni, nie zapłacimy więcej.
Poczta liczy, że z tej formy będą korzystać przede wszystkim firmy windykacyjne, które obecnie są głównym nadawcą telegramów. Dlaczego? Chodzi o efekt psychologiczny. Wysłanie telegramu wielu, zwłaszcza starszym, osobom kojarzy się z otrzymaniem ważnej i pilnej wiadomości. A dłuższy czas doręczenia nie odgrywa tu roli.
– Zdarza się, że telegram wysyłają szpitale i uzdrowiska, by powiadomić rodzinę pacjenta o jego stanie zdrowia – dodaje dyrektor Polakowski.