Chodzi o partię „Rosomaków", które do polskiego kontyngentu wojskowego na Bliskim Wschodzie zostały wysłane w czerwcu i w lipcu. Za każdym razem przewoził je wynajęty od Ukrainy samolot tran sportowy „Rusłan”. Transportery do polskich żołnierzy dotarły jednak poważnie uszkodzone. Nie działa m.in. elektronika, co sprawia, że wozy w warunkach bojowych nie mogą być przez wojsko wykorzystywane.
„GW” powołując się na anonimowego informatora twierdzi, że kiedy pojazdy odbierane były z zakładów w Siemianowicach, gdzie są produkowane były sprawne w 100 procentach, a uszkodzenia wykryto dopiero w bazie wojskowej w Bagram.
Gdzie uszkodzono „Rosomaki”? Niewykluczone, że miało to miejsce, gdy transportowiec lecący na trasie Wrocław-Afganistan wylądował w celu uzupełnienia paliwa w Baku.
- Myślę, że słowo "sabotaż" nie jest właściwe - mówi szef Sztabu Generalnego gen. Franciszek Gągor. Według niego zły wpływ na elektronikę wozów mogło mieć podciśnienie panujące w samolocie transportowym, którym przyleciały. Zaznaczył, że trzynaście Rosomaków dla kontyngentu w Afganistanie to nie wozy nowe, lecz używane wcześniej w kraju i przygotowane do misji.
Także według oficjalnego stanowiska MON tylko pojedyncze egzemplarze nie są w pełni sprawne, a uszkodzenia nie noszą znamion sabotażu. Polski serwis w Afganistanie usuwa usterki. Według "Gazety" dowódca wojsk lądowych gen. Waldemar Skrzypczak zlecił Służbie Kontrwywiadu Wojskowego śledztwo w tej sprawie .