– Na pomoc dla zwalnianych stoczniowców poszły miliony złotych, a my dla 500 zwolnionych dostajemy limit na szkolenia dla 50 osób – skarży się w e-mailu do „Rz” rozgoryczony pracownik Cegielskiego. Zabrakło dla niego miejsca w rozpoczętym 5 października programie outplacementu, czyli szkoleniowo-doradczego wsparcia dla odchodzących. – Zapisy były od 6 rano, a skończyło się komitetem kolejkowym i kłótniami – dodaje nasz czytelnik.
Daniel Binda z firmy L. Grant HR Consulting, która prowadzi ten program, wyjaśnia, że skończyły się pieniądze z konkursu o unijne dofinansowanie outplacementu w Wielkopolsce.
L. Grant była podwykonawcą w projekcie przewidzianym dla 100 osób. Połowę z nich przeszkoliła latem, w trakcie zwolnień w innych firmach. Gdy zgłosił się Cegielski, fundusze były już częściowo wyczerpane.
– I tak udało nam się zwiększyć limit z 40 do 50 osób, ale chętnych było 150. Ci ludzie naprawdę chcą i potrzebują pomocy i są rozgoryczeni, że nikt o nich nie pomyślał – mówi Daniel Binda.
– To wina nie nasza, ale biurokratycznych barier – twierdzi Jarosław Lazurko, prezes Cegielskiego. Wyjaśnia, że już w sierpniu próbował zorganizować program wsparcia dla zwalnianych. Gdy zwrócił się do wojewódzkiego urzędu pracy o unijne dofinansowanie, usłyszał, że konkursy na takie programy już rozstrzygnięto. Kolejne będą w 2010 roku.