Za korupcję odpowie Tomasz Ch., były szef wydziału zamówień publicznych Urzędu Miasta Płocka. Do sądu trafił akt oskarżenia w jego sprawie. – Usłyszał trzy zarzuty przyjęcia korzyści majątkowych w zamian za ustawianie przetargów i dotyczący przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej – mówi Waldemar Tyl, wiceszef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie.
Choć w porównaniu z milionowymi łapówkami w infoaferze kaliber tych, jakie miał brać Ch., jest niewielki, z aktu oskarżenia wyłania się obraz patologicznych powiązań urzędniczo-biznesowych, które przekładały się to, kto w latach 2006–2009 dostawał intratne zlecenia.
Przyjaciele z biznesu
Tomasz Ch. szefem wydziału został w 2003 r., pokonując innych kandydatów, choć nie miał żadnego doświadczenia w pracy w samorządzie i rozstrzyganiu przetargów. Ale miał – jak ustalili śledczy – inne „atuty", m.in. rozległe znajomości, w tym z przedstawicielami trzech płockich firm, które zgarniały miejskie zlecenia. Dlatego pod lupę wzięli go policjanci CBŚ. Dyrektor był zaprzyjaźniony z ważnymi lokalnymi przedsiębiorcami. Gościł ich w urzędzie, co widzieli pracownicy, z którymi dzielił gabinet. Np. na imieniny biznesmeni przynosili mu kosze słodyczy i trunków. Miał też spotykać się z nimi prywatnie, a gdy wrócił z Egiptu, chwalił się zdjęciem z jednym z nich. Pracownicy urzędu wiedzieli – jak czytamy – że szef użytkował volvo XC 90, którym wcześniej jeździł jeden z biznesmenów. „Podejrzany nigdy nie ukrywał tych znajomości" – podają śledczy.
Jak ustalili, volvo (za ok. 83 tys. zł w 2008 r.), kosz upominków z alkoholem, w którym był też plik 100-złotowych banknotów grubości 2 centymetrów (10 tys. zł) i wyjazd na nurkowanie w Egipcie – to łapówki za ustawienie przetargów.
Kiedy firmy znajomych dyrektora do nich stawały, wygrywały w cuglach, choć ich oferty były droższe.