Jak donosi radio Tok FM, warszawska prokuratura zbada sprawę ewentualnego posiadania środków odurzających, które mogły się znajdować w jednym z apartamentów na stołecznym Mokotowie. Chodzi o mieszkanie, którego stan opisali w artykule "Kamil Durczok. Fakty po 'Faktach'" dziennikarze tygodnika "Wprost".
- Prokuratura zleciła dochodzenie. Jego przedmiotem jest posiadanie środków odurzających - powiedział Tok FM rzecznik warszawskiej prokuratury Przemysław Nowak. Radio podkreśla, że śledczy sprawdzą, czym był i do kogo należał "biały proszek", który dziennikarze "Wprost" znaleźli w apartamencie na Mokotowie.
Artykuł "Wprost", wraz z okładką, na której znalazł się prezenter i szef "Faktów" w TVN, ukazał się w kioskach w poniedziałek. Gazeta sugeruje m.in. że dziennikarz używa narkotyków. Dziennikarze piszą, że na informacje te trafili, kontynuując dziennikarskie śledztwo ws. mobbingu i molestowania w środowisku mediów.
"Rozmawia z najważniejszymi ludźmi w państwie. Ocenia i piętnuje dwulicowość, wydaje werdykty dotyczące innych osób, komentuje najważniejsze wydarzenia. Przez lata stał się autorytetem dla wielu młodych dziennikarzy. Obowiązują go nieco inne standardy niż gwiazdy rocka. Nasze środowisko, środowisko mediów, obowiązują pewne reguły. To może niektórych boleć, bo najwyraźniej poczuli się nietykalni. Wolno im więcej, bo są celebrytami, bo są lepsi, mądrzejsi, bogatsi, bardziej wpływowi? Nie ma na to naszej zgody. Od wielu tygodni prowadzimy dziennikarskie śledztwo dotyczące molestowania i mobbingu. Zebraliśmy pokaźny materiał, który będziemy sukcesywnie publikować" - napisał redaktor naczelny tygodnika Sylwester Latkowski, uzasadniając publikację wizerunku Kamila Durczoka.
Dwa tygodnie wcześniej, w publikacji "Ukryta prawda" nieujawniona z nazwiska dziennikarka telewizyjna opowiedziała tygodnikowi "Wprost" o molestowaniu, do jakiego doszło ze strony jej szefa "kierującego dużym zespołem telewizyjnym". Kobieta chciała zachować anonimowość. "Wprost" nie podał ani nazwiska szefa, ani nazwy stacji.