"Tsunami idzie z Chin" ostrzega "Rzeczpospolita", "Chiński czarny poniedziałek" - donosi Gazeta Wyborcza", "Chińczycy wysadzają światową gospodarkę" raportuje "Dziennika Gazeta Prawna".
I dalej rozwijają te nie tylko efektowne ale i groźne tytuły. "Niektórzy eksperci mówią już o początku globalnej recesji. Tym razem rozpoczętej w Chinach." ("Rz"). "Wszystko wskazuje na to, że czeka nas powtórka z azjatyckiego kryzysu z lat 1997-1998" ("DGP"). "WIG20 tracił podczas wczorajszej sesji nawet 7,5 proc. Tak panicznej wyprzedaży warszawska giełda nie widziała od ponad sześciu lat." - informuje "Rzeczpospolita", a "DGP" alarmuje "Ciemne chmury zbierają się nad warszawskim parkietem". Źródłem tej paniki są obawy o kondycję chińskiej gospodarki – drugiej, a według niektórych wyliczeń pierwszej największej gospodarki świata. Gdy 11 sierpnia Chiny zdewaluowały swoją walutę, rynki potraktowały to jako kolejny sygnał potwierdzający, że spowolnienie gospodarcze w Chinach jest głębsze, niż sugerują oficjalne dane. Nasiliła się wyprzedaż na rynkach surowców i akcji, a wczoraj przekształciła w panikę. Analitycy i komentatorzy w gazetach są zgodni - załamała się polityka chińskiego rządu próbującego sztucznie podtrzymać trend wzrostowy tamtejszej giełdy.
"Rynki finansowe nie są bastionem racjonalizmu" - diagnozuje Grzegorz Siemionczyk w "Rzeczpospolitej" i kontynuuje: "Gdy USA kichają, reszta świata łapie katar – tym powiedzeniem rynkowi komentatorzy zwykli obrazować znaczenie Stanów Zjednoczonych dla światowej gospodarki. To samo można dziś powiedzieć o Chinach. Pod pewnymi względami chińskie kichanie jest nawet bardziej zaraźliwe." Jeszcze efektowniejsze metafory giełdowe ma "DGP": "Kupuj kiedy leje się krew", "Nawet zdechły kot odbije się, gdy zrzuci się go z odpowiedniej wysokości".
I żeby zamknąć wątek chiński warto przypomnieć sławny dialog z "Wesela", który być może stracił aktualność w części pierwszej, ale za to w drugie - wręcz przeciwnie:
"Czepiec: