Wygrywają place zabaw i parki

Osiem największych miast Dolnego Śląska w 2016 r. sfinansuje pomysły swoich mieszkańców.

Publikacja: 26.11.2015 16:13

We Wrocławiu mieszkańcy zdecydowali, że z kasy miejskiej sfinansowany zostanie plac zabaw za 150 tys

We Wrocławiu mieszkańcy zdecydowali, że z kasy miejskiej sfinansowany zostanie plac zabaw za 150 tys zł

Foto: 123RF

Jeszcze pięć lat temu budżety partycypacyjne były ideą fix miejskich aktywistów zapatrzonych w doświadczenia brazylijskiego Porto Alegre. Dziś dzielenie części budżetu przez mieszkańców jest już właściwie powszechne. Wrocław i Wałbrzych w tym roku przeprowadziły głosowania już po raz trzeci, Legnica po raz drugi, a do stawki włączyły się właśnie Oleśnica i Dzierżoniów. Goniący liderów 5-tysięczny Karpacz postanowił zorganizować w jednym roku aż dwie edycje. Pieniądze obywatelom oddają nawet ci, których de facto na to nie stać. Jak np. powiat wałbrzyski, który na osiem gmin przeznaczył do podziału... 150 tys. zł.

Przede wszystkim wypoczynek

Procedura wszędzie wygląda tak samo: zainteresowani zgłaszają projekty, urzędnicy sprawdzają ich wykonalność, a na koniec mieszkańcy idą do urn lub głosują przez internet. Sądząc po projektach, które wygrywają, mieszkańcy Dolnego Śląska niczego nie potrzebują bardziej niż rekreacji na świeżym powietrzu. Masowo wnioskują o place zabaw, boiska, bieżnie, zewnętrzne siłownie, skwery i parki.

W zakończonym niedawno głosowaniu w Wałbrzychu aż 16 z 21 wybranych projektów w dzielnicach dotyczyło właśnie terenów rekreacyjnych. We Wrocławiu tendencja jest identyczna: w kategorii projektów do 150 tys. zł zwyciężył pomysł budowy placu zabaw w Parku Grabiszyńskim. W jednej z dzielnic Karpacza, gdzie plac zabaw już istniał, mieszkańcy postanowili wzbogacić go o... słomiany grzybek, chroniący przed deszczem miłośników grillowania.

Część samorządowców już teraz sygnalizuje, że budżety brną w ślepą ulicę. Wśród projektów zgłaszanych przez mieszkańców brakuje takich inicjatyw, które przyczyniałyby się do rozwoju miast, a nie tylko zapewniały mieszkańcom rozrywkę. – To jest ilustracja stanu świadomości społecznej, a może nawet braku tej świadomości. Mieszkańców, niestety, często interesuje tylko to, co leży w ich bezpośrednim otoczeniu, czyli przed oknem – mówi Anna Żabska, koordynatorka dwóch pierwszych edycji budżetu partycypacyjnego w Wałbrzychu.

Czy w związku z tym możliwe jest ograniczenie obywatelskiej swobody i przyznanie, że to jednak władza wie lepiej? – Na razie nie widzę problemu w tym, że we Wrocławiu mieszkańcy wnioskują głównie o tereny rekreacyjne, place zabaw. To są dla nich tereny integracyjne, a na wielu wrocławskich osiedlach wciąż ich brakuje. Ale za kilka lat, gdy uznamy, że miasto jest już nasycone, być może trzeba będzie przeanalizować i zmienić zasady WBO – przyznaje Barłomiej Świerczewski, dyrektor ds. partycypacji społecznej we wrocławskim ratuszu.

By nie dopuścić do dominacji placów zabaw, część miast pozwoliła na udział w procedurze również instytucjom publicznym. Efekty są dość oryginalne: w Wałbrzychu w kategorii ogólnomiejskiej największe pieniądze zdobyła... Komenda Miejska Policji, która w projekcie pod nazwą „Wałbrzych moje miasto – bezpieczne i ekologiczne" przeforsowała... zakup 12 hybrydowych radiowozów wartych w sumie milion złotych. – Instytucje w konkursie? Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji we Wrocławiu – komentuje Bartłomiej Świerczewski. – Budżet obywatelski powinien należeć do obywateli i stowarzyszeń, a nie do instytucji – dodaje.

Diabeł tkwi w szczegółach

Rozstrzygnięcie problemu, kto powinien mieć udział w podziale obywatelskiego tortu, to niejedyny problem samorządów. Wiele z nich wciąż nie może się uporać z procedurami. W Świdnicy przed rokiem przegłosowano np. zagospodarowanie miejscowego zalewu Witoszówka – nikt jednak nie zapytał o zgodę właścicieli terenu. W Bielawie wskutek dziury w regulaminie w głosowaniu wzięli udział mieszkańcy spoza gminy, więc wyniki trzeba było częściowo unieważnić. W Wałbrzychu z kolei regulamin okazał się tak restrykcyjny, że niemożliwe było dopuszczenie do głosowania projektu doświetlenia przejść dla pieszych, bo częścią dróg formalnie zarządzają służby wojewody, a nie miasta.

Mimo kłopotów wieku dziecięcego samorządowcy zgodnie uznają budżety partycypacyjne za wielki sukces, a wyniki głosowań służą im jako oręż w walce o miano najbardziej obywatelskiego miasta regionu. Gdy w Wrocławiu w głosowaniu wzięło udział 168 tysięcy mieszkańców, prezydent Rafał Dutkiewicz skomentował ten fakt słowami: – Większą frekwencję miała tylko Warszawa! Zapomniał, że frekwencję zwykle liczy się w procentach. Od razu odezwał się więc Wałbrzych. – To u nas frekwencja jest najwyższa w kraju! – ogłosił rzecznik magistratu Arkadiusz Grudzień. Według niego głosy w mieście oddało aż 23,2 proc. uprawnionych.

Z największych dolnośląskich miast tylko Bolesławiec i Lubin nie organizują budżetów obywatelskich. Prezydent tego drugiego miasta nie ukrywa, że na sukcesy i kłopoty innych samorządowców patrzy z dystansem. – U mnie każdy budżet jest obywatelski. Mieszkańcy wybierają radnych i mogą zgłaszać wnioski. Nie ma żadnej potrzeby wprowadzania innych procedur – mówi Robert Raczyński.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora, k.szwalek@rp.pl

Opinia

Wojciech Kębłowski, ekspert ds. budżetów partycypacyjnych, doktorant Université Libre de Bruxelles

Rodzaj projektów realizowanych w ramach budżetów partycypacyjnych wynika z tego, jak skonstruowane są te procesy w poszczególnych miastach. W ogromnej większości przypadków zadaje się mieszkańcom proste pytanie: „Co byście chcieli zmienić w swoim otoczeniu". Nie prowadzi się z nimi żadnego dialogu, nie zachęca do szerszego myślenia o mieście. Efekt jest taki, że wnioski dotyczą głównie spraw przyziemnych: krzywego chodnika czy braku placu zabaw. W wielu miastach brakuje woli do tego, by do budżetów partycypacyjnych zabrać się w sposób profesjonalny. Organizuje się plebiscyty, podczas gdy w całej procedurze niesłychanie istotny jest walor edukacyjny: urzędnicy mają wejść w dialog z mieszkańcami, by obie strony mogły się od siebie czegoś nauczyć. Problemem budżetów partycypacyjnych jest też to, że wygrywają w nich głównie projekty najlepiej zorganizowanych mieszkańców. Pytanie, czy o to chodzi? Czy całą pulę powinni zgarniać ci, którzy już i tak mają dobry dostęp do informacji publicznej i władzy? Moim zdaniem szansę powinni mieć również ci słabsi.

Jeszcze pięć lat temu budżety partycypacyjne były ideą fix miejskich aktywistów zapatrzonych w doświadczenia brazylijskiego Porto Alegre. Dziś dzielenie części budżetu przez mieszkańców jest już właściwie powszechne. Wrocław i Wałbrzych w tym roku przeprowadziły głosowania już po raz trzeci, Legnica po raz drugi, a do stawki włączyły się właśnie Oleśnica i Dzierżoniów. Goniący liderów 5-tysięczny Karpacz postanowił zorganizować w jednym roku aż dwie edycje. Pieniądze obywatelom oddają nawet ci, których de facto na to nie stać. Jak np. powiat wałbrzyski, który na osiem gmin przeznaczył do podziału... 150 tys. zł.

Pozostało 89% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo