Rusza długo odkładany remont asfaltowej drogi do Morskiego Oka. Od Wodogrzmotów Mickiewicza obowiązywać będzie zakaz wejścia dla pieszych jak i wjazdu fasiągów, czyli góralskich wozów z turystami.
— Musimy pilnie usunąć szkody, jakie wyrządziły osuwiska — mówi starosta tatrzański Andrzej Gąsienica Makowski. Termin zamknięcia drogi był wielokrotnie przekładany pod naciskiem góralskich fiakrów, którzy nie chcieli tracić zarobku za przewóz gości w szczycie sezonu.— Jeśli pozwoli pogoda, to do 15 października powinniśmy zakończyć roboty — obiecuje starosta tatrzański, któremu podlega ta newralgiczna w Tatrach droga. Bywa, że pojawia się na niej nawet 10 tysięcy turystów dziennie. Trasę z parkingu w Palenicy Białczańskiego do Morskiego Oka można nią pokonać w godzinę jadąc wozem lub w ponad dwie godziny idąc pieszo. Powrót jest znacznie szybszy.
Od poniedziałku nie przejdziemy już tą wygodną trasą. Do Morskiego Oka będzie się można dostać tylko szlakiem górskim przez Dolinę Roztoki, Dolinę Pięciu Stawów Polskich, a stamtąd przez Świstówkę lub jeszcze dłuższą trasą przez Szpiglasową Przełęcz. — To już jest całodzienna wysokogórska wędrówka, choć bez przepaści i łańcuchów. Wymaga dobrej kondycji — ocenia dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego Paweł Skawiński. — Przejście zajmie co najmniej cztery godziny w jedną stronę. A trzeba pamiętać, że tą samą drogą trzeba jeszcze wrócić —przypomina naczelnik TOPR Jan Krzysztof.
Z pewnością więc cepry masowo nie ruszą nad piękne jezioro dłuższą i trudniejszą trasą . — I bardzo dobrze. Dajmy Morskiemu Oku odetchnąć od naporu ludzi. Niech kozice i niedźwiedzie zaznają trochę spokoju — cieszy się dyrektor TPN.
Czy rzeczywiście w Morskim Oku przez następnie tygodnie będzie cisza i spokój? — Na to liczą nasi goście. Chcą zobaczyć jak tu jest bez tłumu turystów. Do połowy września mamy komplet rezerwacji— opowiada Jakub Łapiński recepcjonista ze schroniska w Morskim Oku. Nikt jednak nie podejmuje się prognozowania ile osób zdecyduje się na długą wędrówkę nad jezioro. — Okaże się w praniu — śmieje się Łapiński. Prowadzący schronisko nie wiedzą też, jak duże trzeba zgromadzić zapasy żywności. Mają zapewnienie wykonawców remontu, że w niektóre dni pozwolą im przejechać autem terenowym po zaopatrzenie.